sobota, 30 marca 2013

Rozdział XVI

 Kate osłupiała. Lekko odsunęła się od fatalnie wyglądającego i tak samo czującego się przyjaciela. Nie potrafiła nic powiedzieć.
 Poczuła suchość w oczach.
 Ani jednej łzy.
 To, co przed chwilą usłyszała, zwaliło ją z nóg.
 Nigdy nie widziała Teddy'ego w tak koszmarnym stanie. 
 Stanowczo objęła go, jakby chciała uchronić chłopaka przed brutalnym życiem, chociaż wiedziała, że nie zdoła tego dokonać. Delikatnie i uspokajająco gładziła jego rudą czuprynę.
 W jednej sekundzie ich oczy się spotkały, a już w kolejnej były to wargi. Stało się to tak niespodziewanie i szybko, że obydwoje byli w totalnym szoku. Zaczęło się bardzo niewinnie, od lekkiego muśnięcia. Czuli na sobie swe gorące, rozpalone oddechy. 
 Ed przejął inicjatywę. Ponownie wpił się w jej usta, chwytając jej głowę w dłonie. Tym razem bardziej zdecydowanie. Z większą namiętnością i pasją. 
 Potrzebował tego.
 Z jego serca jak gdyby zniknęła mała, ale potrafiąca zadać śmiertelny cios igła, która była tam praktycznie od zawsze. 
 W przeszłości opuściła go na chwilkę. Ten jeden, jedyny raz.
 Pięć lat temu.
 W parku.
 Jednak wtedy powróciła od razu. 
 Dziewczyna była niezdolna do jakiegokolwiek poruszenia się. Powoli położyła ręce na jego torsie, delikatnie go odpychając. Ich oczy ponownie się spotkały. Pałały blaskiem.
- Eddy... Ja... My nie możemy. Przepraszam - wydukała cichutko. Schyliła głowę, unikając jego spojrzenia.
- Cholera, to ja przepraszam. Ja nie chciałem, rozumiesz? Kurwa! To... To przez to wszystko! - tłumaczył się niezbyt składnie, wyrzucając ręce w powietrze. 
 Zbyt dużo wrażeń jak na dzisiejszy dzień.
- Spokojnie. Rozumiem. Damy radę, jesteśmy silni - niepewnie ścisnęła jego dłoń.
- Nie, Katie. To ty jesteś silna, nie ja - zaprzeczył chłopak, nadal zszokowany tym, co między nimi zaszło. Nie potrafił poskładać tego w swojej głowie. 
 Dziewczyna z dezaprobatą wypuściła powietrze z płuc, nie drążąc dalej tego tematu. Zwyczajnie nie miała już sił.
- Chodźmy na górę, robi się zimno.
 Po tych słowach skierowali się w stronę kamienicy.
Szli w kompletnej ciszy. 
 Ed dokładnie analizował zdarzenie sprzed chwili. Jego źrenice gwałtownie się rozszerzyły, a serce mocniej zabiło.
 Dałby sobie głowę uciąć, że pod koniec Kate odwzajemniła pocałunek.
 Był tego pewien, jak niczego innego.
 Igła tkwiąca w sercu od dawna nie powracała. 


***

 Drzwi gwałtownie się otworzyły, a do mieszkania wparowali Ed i Kate.
 Na widok tak sporej ilości krwi lekko zemdliło Liama. Wybałuszył oczy przekraczając wszelkie granice.
- Co do chuja?! - wykrzyczał niemalże rozpaczliwym tonem. To były jakieś żarty? Wkręcają go, tak?  
 Niestety ich miny mówiły dokładnie co innego. 
- To... Eh... Cokolwiek - Kate wymamrotała półprzytomnie i podreptała do swojego pokoju, nie poświęcając najmniejszej uwagi zdezorientowanemu chłopakowi.
- To wszystko? ODCHODZIŁEM OD ZMYSŁÓW! Co się kurwa stało? - mówił, zaciskając mocno dłonie w pięści.
 Ed, podobnie jak Kat był wykończony. Nie miał ochoty na opowiadanie całej historii życia. Mimo to wiedział, że przyjaciel martwił się, więc chciał choć trochę załagodzić sprawę. Położył rękę na jego ramieniu, lekko je poklepując.
- Jedno, wielkie gówno, stary. Wybacz, pogadamy jutro - Teddy popatrzył w już całkiem zbite z tropu, orzechowe oczy Liama, próbując przekazać mu tym gestem, że jak na razie jest stabilnie oraz by nie zadręczał się tym wszystkim. Brunet zacisnął żuchwę i niemalże niedostrzegalnie kiwnął głową. Sheeran jeszcze raz posłał mu spojrzenie dodające otuchy i sam skierował się do swojego pokoju.
 "Jak do cholery mam się nie przejmować?" - pomyślał sarkastycznie.
 W tym samym momencie zaatakował go okropny kaszel. Zrezygnowany opadł na sofę, bijąc się z własnymi myślami i co chwila kichając.


*

 Obudziły go łaskoczące promienie słoneczne na twarzy, przedostające się przez niezasłonięte firany w oknie. Przejechał dłońmi po swoich włosach, pociągając je za końce, po czym przetarł twarz, by choć trochę się rozbudzić.
 Z werwą podniósł się do pozycji siedzącej, szukając swojej komórki.
 Godzina wskazywała 06:45.
 Sądząc po ciszy, jaka panowała w mieszkaniu zapewne Kathy i Ed jeszcze spali. Odetchnął z ulgą.
 Jak najciszej wsunął na siebie czarną, dopasowaną do jego ciała koszulkę w serek oraz jeansy. Zauważył, że kaszel już go nie męczył, podobnie jak katar. Niestety ból gardła nadal był dokuczliwy. 
 Niemalże bezszelestnie skradł się do pokoju śpiącej dziewczyny. Nie wiedział po co się tu znalazł. Przecież miał opuścić dom niezauważony. 
 Nie wierzył w to, co robi, ale nie potrafił zostawić jej w takim stanie. Kiedy się obudzi, w najlepszym wypadku dostanie palpitacji serca na swój widok. 
 W jego rękach znalazł się zwilżony ręcznik, którym delikatnie ocierał jej twarz. Była cała we krwi.
 "Co tam się do cholery stało?" - wciąż dręczyła go ta myśl.
 Modlił się tylko o to, by Kate się nie zbudziła. Zdjął buty z jej stóp, przykrył kołdrą i dokończył ścieranie czerwonej mazi dookoła niej, zarówno jak i z niej samej niej. Ta, o dziwo nawet nie drgnęła. Naprawdę musiała być nieźle wykończona. 
 Na koniec lekko musnął ustami jej czoło. Wyglądała tak niewinnie, że nie mógł się oprzeć.
 Po paru minutach siedział już w swoim aucie. Odpalił silnik i już miał zamiar dodać pedał gazu, gdy coś z tyłu przykuło jego całą uwagę.
 Całe tylne siedzenie było poplamione krwią.
 Pokręcił głową niedowierzając i ruszył przed siebie.

**

  Kate nie chciała wstawać. Sen to najlepsza rzecz, jaką można robić. No, może prócz paru innych *szatański uśmieszek*.
 Gdy otworzyła oczy myślała, że dalej śni. Nieznane miejsce...
 Po gruntownym rozejrzeniu się po pokoju, lawina wspomnień zalała jej mózg. 
 Jęknęła.
 W mieszkaniu był cicho. Za cicho.
 Niechętnie podniosła się z łóżka, nieprzytomnie wlekąc się do łazienki. 
 Spojrzała w lustro. Nie było najgorzej, nie zważając na rozciętą wargę oraz zlepione, miejscami bordowe włosy. 
 Zdecydowała się na długą, gorącą kąpiel. Pod wpływem wysokiej temperatury zadrżała. W kilku miejscach cholernie piekło. Spojrzała na udo, które było lekko rozcięte. Łydka też dawała o sobie znać, chyba najbardziej. Plus kilka małych siniaków.
 Dlaczego to wszystko przytrafia się akurat mnie? Jestem jakimś jebanym pechowcem? 
 Gwałtownie uderzyła ją myśl związana z wczorajszym wybuchem Eda. 
 Kim była ta dziewczyna? 
 Czym prędzej wyskoczyła z wanny, oplatając wokół swego ciała ręcznik.
- Teddy! Teeeeddy! - wykrzykiwała, szukając go po każdym zakątku domu. Jednak nikt nie odpowiadał. 
 Świetnie! 
 Zatrzymała się w jego pokoju. Na niepościelonym łóżku spoczywała mała, zgnieciona karteczka. Nie tracąc ani chwili złapała ją w swoje ręce i rozprostowała, czytając:
 Camilton Street 23, dom Parkera. Tam mnie znajdziesz. Przyjedź jak najszybciej.
Liam x

Zagadka rozwiązana. Czyli... 
Kierunek: Camilton Street, gdziekolwiek to jest.
***

 Po dwugodzinnej błąkaninie po mieście w końcu stanęła na progu domu owego Parkera, kimkolwiek on jest. 
 Nerwowo gniotąc końce rękawów czarnej kurtki, zastukała w drewniane drzwi. Otworzyły się niemalże od razu. Nie same oczywiście. 
 Przed nią stanął kudłaty chłopak. Ten, który 'uratował' ją przed najściem Liama w studiu.
 Zapewne Parker. 
 Popatrzył na nią pytająco.
- Ym... Cześć... - nie wypadało powiedzieć do niego po nazwisku. 
- Fred? - podniósł jedną brew do góry, a Kate przygryzła dolną wargę. 
- Taaak, cześć Fred - wydęła usta i kiwnęła głową, jakby znała go od dłuższego czasu, a nie od kilku sekund. 
 Nagle dotarło do niej to, że w środku domu ktoś najwyraźniej się kłóci. Rozpoznała dwa podniesione na siebie głosy. Jeden okropnie zachrypnięty, a ten drugi wszędzie by rozpoznała.
 Liam i Ed. Kurwa.
 Nie zwracając uwagi na stojącego w drzwiach Freda, wparowała do środka. Odgłosy dobiegały z góry. 
- Nie mieszaj do tego Kate! Tylko spróbuj! - krzyczał jadowicie Sheeran.
- Ona... Ona nic nie wie. Daj spokój, nie jestem głupi - słychać było, że mówienie sprawiało mu trudność, w szczególności z podniesionym głosem.
- Tylko mówię - odparł na odchodne, z jeszcze większym jadem w głosie i rozgorączkowany zbiegł ze schodów, nie zwracając najmniejszej uwagi na oszołomioną Kate. Po prostu otarł się o nią ramieniem, nieco je trącając, wyminął ją i wyszedł. 
 Dziewczyna już otwierała usta, by coś powiedzieć, lecz szybko je zamknęła. Popatrzyła na tak samo rozdartego Freda, co ona.
 Parker wzruszył ramionami i znacząco kiwnął głową w stronę schodów, puszczając do niej oko. 
 Zaczynam lubić tego chłopaka.
 Obdarzyła go życzliwym uśmiechem, który niezbyt jej wyszedł ze względu na to całe zamieszanie, ale liczą się chęci, prawda?
 Wkroczyła na piętro. Na końcu korytarza dostrzegła uchylone drzwi, a za nimi odgłosy spadających rzeczy na podłogę. 
 Zdecydowanie skierowała się w tamtym kierunku, wchodząc do pokoju. 
 Zastała tam Liama, który stał do niej tyłem. Intensywnie wpatrywał się w ruch uliczny za oknem. Oparty rękoma o parapet, nieco pochylony, oddychał nierówno i szybko.  
 Kątem oka dostrzegła stertę książek na podłodze. W sumie to... One walały się wszędzie.
- O co do cholery chodzi? - na dźwięk jej głosu, gwałtownie się odwrócił. 
- Kath? Co tu robisz? - wychrypiał.
 Zatkało go. 
- Nie. Pytanie brzmi, co jest w tym wszystkim grane?! - nie dawała za wygraną. 
- Przepraszam.
- Co? - wypaliła głupkowato, ale nie było innej opcji. Zmarszczyła brwi, nerwowo przełykając gulę śliny.
- Powiedziałem, że przepraszam - powtórzył i odkaszlnął.
- Wiem. Tylko... Za co? 
- Przepraszam, że nie mogę ci powiedzieć.
 Kate prychnęła. Już miała wybuchnąć, ale komórka w jej kieszeni zawibrowała. Wywracając oczami wyjęła ją.
 To Jacob.
 Jacob?!
 Szybko odebrała.
- Boże, nareszcie! Co jest z wami nie tak? Cholernie się martwiłam.
 Na dźwięk jego głosu, zamarła.
 To, co usłyszała w słuchawce zemdliło ją. Odrzuciła telefon gdzieś w bok, na podłogę i nawet się nie zorientowała, kiedy wybiegała przez drzwi frontowe, przed dom.
 Tam zwymiotowała.



piątek, 8 marca 2013

Rozdział XV


 
***


 Od dobrej minuty próbowałam rozchylić choć trochę moje aż nazbyt ciężkie powieki. W końcu jakoś mi się to udało. Niestety niewiele to pomogło. Wszystko wokół było przyćmione szarą mgłą.
 Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że kompletnie nie wiem gdzie się znajduję. Przerażona, gwałtownie podniosłam się z twardego materaca (?) do pozycji siedzącej. Gdy to zrobiłam poczułam, że ktoś rzucił się wprost na mnie, zamykając w uścisku.
 Poddałam się. 
 Byłam bezbronna.



***


 Cholera. Zbyt długo to trwa. Kate nie odbiera, Ed to samo.
 Liam od dobrej godziny próbował skontaktować się nawet z obsługą klubu. Na próżno.
 Dobijała go jego bezsilność w tym momencie. Koniec z tym! Pomimo bardzo złego samopoczucia podniósł się z sofy i powoli skierował do drzwi wyjściowych, chcąc zacząć działać. Jednak tego nie zrobił. 
 Otworzył je ktoś inny.
 Na widok dwóch zakrwawionych osób zakręciło mu się w głowie. 



***


 Kiedy Kate zobaczyła przed sobą rudą czuprynę wiedziała, że jest w dobrych rękach.
 Osobą, która mocno trzymała ją w uścisku był oczywiście Ed. Przyjaciel, nadal w stanie nieważkości cicho łkał, schowany w jej włosach.
 Teraz mogła dostrzec dokładnie wszystko. Znajdowali się w niewielkim pomieszczeniu, w którym przeważała ilość różnorakich pudeł. Prócz jej i Sheerana był tam ktoś inny. Stał w kącie, zwrócony do nich tyłem. Najwidoczniej coś na zewnątrz zaabsorbowało jego uwagę. Wpatrzony był w małe okienko, które wpuszczało do ciemnego pokoiku trochę światła.
 Od Eda mocno biło wonią gorzały. Wyglądał jak jedna wielka kupa nieszczęścia.  Co się z nim stało? Ale chwila…
 Co stało się z nią?
 Wspomnienia powróciły z taką siłą, że ją zemdliło. Szybko przytknęła dłoń do ust, zakrywając je. Momentalnie poczuła na ręce coś mokrego. Nadal zszokowana całym zdarzeniem, a raczej wspomnieniami powoli podniosła kończynę górną na wysokość swoich oczu.
 Czerwono-bordowa maź.
 Krew.
 Z jej ust wydobył się zduszony jęk. 


 Już miała dość tej przerażającej ciszy.
- Paul - wyszeptała, a postać przy oknie od razu zwróciła się w jej stronę. Był tak bardzo podobny do swojej siostry. Gdy spojrzała na jego blond włosy, od razu przed oczami stanął jej obraz Rose.
- Czy… - głośno przełknęła ślinę. Za nic w świecie te słowo nie przeszłoby jej w tym momencie przez gardło. Chłopak w pełni zrozumiał, co chciała powiedzieć.
- Spokojnie Kate – teraz znalazła się w ramionach blondyna, za co była mu dozgonnie wdzięczna – Dzięki Bogu zjawiłem się w porę. Sukinsyn dostał za swoje – niemalże syknął. Gładził ją delikatnie po plecach, co w tym wypadku miało kojące działanie.
 „Nic się nie stało. Głęboki wdech. Oberwałam tylko w głowę. Następny. Ale.. Skąd wziął się tu Paul?  Kolejny wdech. Nieważne. To dzięki niemu wszystko skończyło się pomyślnie”. "Dzięki niemu" - pomyślała sarkastycznie, mierząc badawczym wzrokiem blondyna. Przecież to Paul. Skąd nagle zachciało mu się nieść pomoc potrzebującym? Może od tamtej pory zmienił się na lepsze? Jakoś nie chciało jej się wierzyć.
 Uspokoiła się i spojrzała na skulonego Eda. Wyglądał okropnie.
- Przestań to robić. Już wszystko gra – Kate szybko znalazła się koło Rudzielca.
Popatrzyła mu głęboko w oczy. Były całe spuchnięte od płaczu. Z lekka ją to przeraziło. Jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie. Pomogła mu wstać z chłodnego podłoża, sama się chwiejąc. Nie dbała o to, że krew ciekła jej ciurkiem z nosa i warg. To nie było istotne. Teraz tylko chciała znaleźć się w bezpiecznym domu.
- Paul… Czy mógłbyś…? Samochód stoi… Tam… Na parkingu – jąkała się słabym głosem. Nie miała siły mówić. Szczerze to nie miała siły na nic. Czuła się wypompowana z życia.
 Trzymając się jedną ręką ramienia Eda, drugą sięgnęła do kieszeni swoich jeansów, wyjmując klucze. Wyciągnęła drżącą rękę ku blondynowi, który w mig je odebrał.
 Wsiedli do auta Liama, którym wcześniej przyjechała tu Kate. Razem z Rudzielcem usiadła z tyłu, natomiast Paul za kółkiem. Panowała napięta atmosfera, a nawet gdzieś w powietrzu gnieździła się niezręczna cisza. Sheeran nie odezwał się ani słowem, co wzbudzało jeszcze większy niepokój. Wpatrywał się pustym i nieobecnym wzrokiem w dal, za szybę.
 Kate, pomimo wyczerpania czuła wielkie zakłopotanie spowodowane obecnością jej 'wybawcy'. W sumie cieszyła się, że Ed nie próbował odzywać się do chłopaka, bo na pewno nie wyszłoby z tego nic dobrego. Krótką drogę przebyli w kompletniej ciszy, nie licząc wskazania właściwej drogi, prowadzącej do kamienicy.
 Kiedy auto zatrzymało się na właściwym parkingu, wszyscy wysiedli z pojazdu, co
zajęło dłuższą chwilkę zwracając uwagę na stan Eda i Kate.  
- Damy sobie radę. Dzięki – odparła z trudnością, ale szybko i twardo w stronę Paula. Obszedł auto i znalazł się przy dziewczynie. Ed nadal jakby nieobecny stał tyłem, parę metrów za nimi. Ręce trzymał w kieszeniach i lekko kołysał się w miejscu. Wyglądał… dziwnie. To mało powiedziane. 
 Blondyn znalazł się tuż przy Kate, trzymając jej zakrwawioną głowę w swoich dłoniach. Ona szybko zwróciła się w drugą stronę, uniemożliwiając mu dalsze działania, jakiekolwiek by one były.
- Nawet nie próbuj – wysyczała. Sama szerzej otworzyła oczy na dźwięk swojego przesiąkniętego jadem głosu. – To, że mnie uratowałeś nic nie zmieni. Jestem wdzięczna, wiesz to. Na pewno jesteś świadomy także tego, że ci wybaczyłam. Ale nie zapomniałam tego, co było kiedyś.  
 Paul słysząc te słowa, cisnął kluczami od samochodu w jej klatkę piersiową, które zręcznie złapała. Ta rozmowa w jakiś sposób ją orzeźwiła. Odwrócił się i miał zamiar bezceremonialnie odejść. Jak zwykle.
- Chyba nie myślałeś, że rzucę ci się w ramiona. Dziękuję. Tylko to mam ci teraz do zaoferowania. Szczere dziękuję – mówiła szybko, bo chłopak powolnym krokiem oddalał się od niej. Nawet nie zareagował. Nadal szedł przed siebie ze spuszczoną głową, co mocno zirytowało Kate.
 Pewna myśl zaświtała jej w głowie. Bardzo ważna.
- Co do cholery dzieje się z Rose? – wykrzyczała na całe gardło. W końcu przystanął w miejscu. Jakieś dziesięć metrów przed nią. Jednak nie odezwał się ani słowem. Przez ramię rzucił jej tylko szydercze spojrzenie w połączeniu z takim samym uśmiechem. Kpił z niej. Pokręcił głową, widocznie rozbawiony zaistniałą sytuacją i ruszył przed siebie.
 Chciało się jej krzyczeć. Cholerny dupek. Nic się nie zmienił. Co to miało znaczyć?
 Wzburzona emocjami, jakie nią zawładnęły nie poczuła, że ktoś za nią stoi. Był to Ed. Patrzył bardziej przytomnym wzrokiem, niż wcześniej. Zauważyła, że sam cały umazany był w prawdopodobnie jej krwi. W jego oczach widoczne było coś okropnego i przerażającego.
- Katie, dlaczego to wszystko musi być tak trudne? – wydukał zduszonym głosem i obydwoje znaleźli się w swoich ramionach.
 Jak nigdy dziewczyna zaniosła się płaczem, znajdując miejsce w jego zagłębieniu szyjnym, które było przeznaczone tylko i wyłącznie dla niej. Nie płakała od wieków. Płacz był oznaką słabości. A ona nie była słaba.
 Ed na dźwięk głośnego łkania swojej przyjaciółki ponownie przemówił, tym razem bardziej zdławionym szeptem:
- Dziewczyna… Młoda dziewczyna… Umarła na moich oczach.
 I sam zaniósł się nieprzewidywalnym, głośnym płaczem.


 Rozdział ze specjalną, urodzinową dedykacją dla M. :) Wszystkiego Najlepszego od okropnej Pałki! 
 Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Wiele się u mnie działo i dzieję. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
  Dziękuję za wszelkie miłe słowa, doceniam. Dają ogromnego powera do dalszej pracy. 
Po prawej stronie możecie dostrzec "Listę informowanych". Jeżeli chcesz być na bieżąco mogę osobiście Cię informować. Wystarczy, że napiszesz w komentarzu swój nick, bądź e-mail i wyrazisz takową chęć.
 I taka malutka prośba ode mnie: NIE SPAMUJCIE LINKAMI DO BLOGÓW. To jeszcze bardziej mnie zniechęca. Jest do tego przeznaczona strona "WASZE BLOGI", powtarzam to już chyba setny raz. 
 Proszę, miejcie litość. Nie nomoniujcie mnie do tych całych Liebster Awards, nie bawie się w takie rzeczy. Komenatrze z samymi nominacjami są usuwane. 

 Piszcie jak się podoba! :)

 Lots of Love ~ Marakselox