czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział XI


"Look at the stars,
 look how they shine for you...".

 Kiedy się obudziła, nie wiedziała gdzie jest. Obce miejsce, obce łóżko.
 W ułamku sekundy wszystko wróciło.
 Energicznie podniosła się z łóżka, rozmasowując obolały kark. Wszystko wskazywało na to, że jest sama w mieszkaniu, bo dźwięki jakie pobrzmiewały w tym domu wydobywały się jedynie z otwartego balkonu. Dziś szykował się bezchmurny, słoneczny dzień. Nareszcie bezdeszczowy, pomyślała, mrużąc oczy. 
 Podeszła do otworu i zaciągnęła w płuca rześkiego, południowego powietrza. Tego jej było trzeba. Ostatni raz zerknęła na zatłoczoną ulicę i przymknęła drzwi balkonowe. Następnie rozejrzała się po całym lokum Sheeran'a. Nie było duże. Jej w zupełności by wystarczyło. Przytulne i nieduże. Podobało jej się. 
 Gdy zorientowała się, gdzie znajduje się łazienka, od razu do niej wparowała. Potrzebowała relaksującej kąpieli. Znajdowała się tam duża, szeroka wanna. Odkręciła korki, z których zaczęła lać się strumieniami woda, bardzo powoli ją napełniając. Dziewczyna szybko wyskoczyła ze swojego ubrania, które porozrzucała po całej łazience i z gracją weszła do wciąż napełniającej się wanny gorącą wodą, z dużą ilością piany. Wygodnie rozłożyła się na całą długość i odetchnęła, rozkoszując się chwilą. 
 Woda, która nadal się lała strumieniami, zagłuszała wszystko dookoła swoim bulgotaniem. Kate przymknęła oczy i całe swe ciało zanurzyła w gorącym płynie. Kiedy napływały do jej mózgu myśli dotyczące wczorajszego wieczora, szybko wyrzucała je z głowy. Ważne, co jest tu i teraz. Przecież nic się nie stało, pokrzepiała się sama w duchu, co nawet pomagało. Relaksowała się w ten sposób około pół godziny. Wypompowana ze wszystkiego, próbowała zapomnieć. 
 Kiedy woda zrobiła się całkiem chłodna, wyszła z wanny drżąc z zimna, a na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Owinięta ręcznikiem przecierała rękoma ramiona, by choć trochę się rozgrzać. Szybko wskoczyła w koronkową bieliznę. Usiadła na pralce, podłączyła swoją suszarkę do kontaktu i wciąż ogłuszona przyjemnym buczeniem sprzętu, krążyła daleko myślami. Kiedy włosy były już prawie suche, wyłączyła urządzenie, a w mieszkaniu rozległ się podejrzany dźwięk. 
 "Czyżby Ed już wrócił? Ale mówił, że dziś w domu nawet go nie będzie, wróci dopiero rano. Możliwe, że czegoś zapomniał" - rozmyślała i całkowicie zapominając o swoim ubiorze, a raczej jego brakiem, wyszła z łazienki. Rozgrzana ciepłem suszarki, nie odczuwała zimna. 
 Prawie naga szła wzdłuż korytarza, który prowadził do kuchni. Najwidoczniej to tam ktoś się krzątał. Nie znając jeszcze dokładnie każdego kąta tego mieszkania, szła niepewnie przed siebie, słysząc narastające dźwięki, świadczące o tym, że ktoś nastawia wodę. Pewnym krokiem wparowała do pomieszczenia prawie że w podskokach, rozluźniona jak nigdy. Już miała zajść chłopaka od tyłu, wskakując na niego, aby trochę go nastraszyć. 
 W połowie krótkiej drogi dzielącej ją od osobnika zorientowała się, że włosy rzekomego Ed'a nie są rude, a osoba stojąca tyłem do Kate była brunetem. Przystanęła w pół kroku, dwa metry za nieznajomym.
 "To był On" - pomyślała i od razu oblała się rumieńcem, a kiedy chłopak odwrócił się, już całkowicie była czerwona na twarzy. Rozszerzył źrenice i mierzył Kate wzrokiem od stóp do głów, widocznie zmieszany. Stali tak przez chwile w milczeniu. On, próbując skupić swój rozbiegany po całym nagim ciele dziewczyny wzrok na jej twarzy, a ona stała przed nim, w tej koronkowej, czarnej i seksownej bieliźnie bez żadnego skrępowania. Kompletnie zapomniała, że nie ma nic na sobie, oprócz skrawków materiału. 
 Kiedy sobie to uświadomiła gwałtownie zakryła swe ciało rękami, rozpaczliwie szukając wzrokiem czegoś, co nadawałoby się do okrycia. Chłopak widząc wielkie zakłopotanie w oczach Kate, szybko zrzucił z siebie bluzę i podał jej ją. Myślała, że z wdzięczności rzuci mu się w ramiona, ale tylko popatrzyła nie niego dziękującym wzrokiem. 
 Odwróciła się do niego tyłem i próbowała desperacko założyć ją na siebie, co niezbyt jej się udawało. Była zbyt przejęta, a każda część jej ciała drżała pod wpływem tylu emocji. Miała przeczucie, że zaraz wybuchnie z niej cała siedząca w niej mieszanka uczuć.
 Nagle poczuła na swoim karku lekki powiew wiatru, który oznaczał, że nieznajomy zbliżył się do Kate, niemalże jej dotykając. Złapał od niej swoją czarną bluzę i rozprostował jej rękawy tak, że już bez problemu wsunęła w nie swoje szczupłe ręce.  
 Odetchnęła z ulgą. Wciąż stojąc tyłem do chłopaka, dokładniej zaciągnęła na siebie okrycie i zapięła się prawie pod samą szyję.
 Popatrzyła na siebie i stwierdziła, że bluza dokładnie wszystko zakrywa. Czuła zarówno jej miękkość na swoim nagim ciele jak i intensywny, charakterystyczny zapach perfum. Nerwowo zaciągnęła rękawy tak, że nie było widać jej dłoni i zaczęła miętosić ją w rękach. 
 Powoli odwróciła się przodem do chłopaka, który był wyższy od niej prawie o głowę. Przestąpiła z nogi na nogę i patrzyła na niego tak samo intensywnie, co on. Była pod wielkim wrażeniem, że w pełni nad sobą panowała.
- Nie wierzę - wypowiedział tylko, a jego brązowe oczy zabłysnęły i na twarzy momentalnie pojawił się szeroki uśmiech. Kręcił przecząco głową, wyraźnie zadowolony ze spotkania. Kate przypomniała się rozmowa jej i Ed'a, ich pierwsza rozmowa przez telefon od czasu długiej rozłąki. Już na jej usta cisnęło się zdanie "To uwierz, słońce!", ale szybko się ogarnęła. Co ona sobie myślała? Wieczna, pieprzona, wybujała fantazja, nieznająca jakichkolwiek granic.
- Co ja mam powiedzieć? - odparła wciąż lekko zdezorientowana. Jego uśmiech był tak zaraźliwy, że po chwili na jej twarzy także się pojawił, rozładowując atmosferę i napięcie panujące w jej wnętrzu. Nadal dla niej nieznajomy chłopak sięgnął po jej prawą dłoń, popatrzył odważnie w jej nieprzeniknione oczy i odparł:
- Liam - po czym lekko się zgarbił, aby mocno nie pociągnąć jej za delikatną rękę i przyłożył jej gładki grzbiet do swych ust. Przy tym lekkim muśnięciu w dłoń, Kate stała jak osłupiała, pierwszy raz ktoś ją tak traktował. Nigdy w życiu nie spotkała się z czymś takim. Takie sytuacje to była rzadkość w XXI wieku.  Kiedy poczuła, że jego miękkie usta dotykają jej skrawka ciała, dostała gęsiej skórki, na szczęście niewidocznej dla niego spod jego obszernej i dla niej za długiej bluzy. Poczuła jak fala gorąca oblewa jej twarz. Ponownie spojrzał w jej oczy, a dziewczyna wydukała tylko:
- Kate.




 




wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdział X






- Z tymi chórkami to już ostro przegiąłeś - powiedziała Kate, wiercąc Eda swoimi mrocznymi teraz ślepiami. Kiedy w nie popatrzył, przez jego ciało przeszedł zimny dreszcz. Nie będzie łatwo jej udobruchać, pomyślał strapiony. Właśnie wsiadali do hondy chłopaka.
- Katie, muszę cię jakoś rozruszać, poza tym ta umowa... - ostatnie słowo wypowiedział najciszej, wkładając kluczyki do stacyjki.
- Umowa? Cholera, Ed jaka umowa? - myślała, że zaraz wyjdzie z siebie. Teraz jej oczy nabrały koloru zimnego, ciemnego morza, takiego podczas wielkiego sztormu. 
- Eh...Nie wściekaj się tak - uspokoił Kate stanowczym tonem.
- Łatwo ci mówić - rzekła i rzuciła swe ciało do tyłu, tak, że plecy spotkały się z oparciem fotela, wskutek czego całe auto nieznacznie się poruszyło. 
- Słuchaj, chciałem dobrze. A wracając do tej umowy... Poręczyłem za ciebie, że będziesz ze mną współpracować - tu napotkał groźne spojrzenie Kate, od którego podeszła mu żółć do gardła, którą z wielkim trudem przełknął. - Przecież to tylko dwa wykonania! A na koncercie pojawisz się tylko raz, obiecuje - pośpieszył trochę zrezygnowany z wyjaśnieniami. Zauważył, że troszkę udało mu się załagodzić sytuację, chociaż jechali przez całą drogę w milczeniu, które przecinało włączone radio. 
 Kate podziwiała piękny Londyn. Był o wiele ładniejszy nocą. Za dnia to miasto traciło swój urok, ale nocą było nie do opisania. Wszędzie wszystko oświetlały różnobarwne światła. Tu wszystko błyszczało.
Zauważając, że Ed parkuje najwyraźniej koło jakiegoś klubu, wszystkie niepokojące i frapujące myśli gwałtownie ją opuściły.
- Klub? - zapytała przecinając ciszę między nimi. Ed rozluźnił się, myśląc, że dziewczyna już mniej się na niego gniewa.
- A co, nie mamy nastroju do zabawy? - zapytał niepotrzebnie ją prowokując, ale uwielbiał się z nią droczyć. Jednak Kate nie podjęła rzuconej przez niego rękawicy i tylko popatrzyła na niego z ukosa, nie odpowiadając mu.
  Kiedy weszli do środka budynku, w którym znajdował się klub, Kate zauważyła, że całkowicie różnił się od tego, w którym ostatnio byli. Przede wszystkim był o wiele większy i o wiele bardziej zatłoczony. Nic dziwnego, to Londyn, pomyślała. 
 Podeszli do baru zamawiając po drinku, a potem usiedli w małym kącie sali, gdzie było rozstawionych parę stolików i wygodnych foteli. Był niewielki, ale znaleźli wolne miejsca. Większość klubu zajmował ogromny parkiet, a na nim ludzie, poddający się muzyce w różnorakich pląsach, którzy najwidoczniej woleli poszaleć, niż siedzieć.  Kate była pod wrażeniem. Jak to w tego typu lokalach w powietrzu czuć było kwaśny dym tytoniowy mieszający się z gamą wszystkich możliwych zapachów perfum zarówno damskich jak i męskich, ale niezbyt jej to przeszkadzało. Mogła nawet przyznać, że lubiła ten nieco duszący i mdlący zapach dymu, chociaż była przeciwna paleniu. 
- Świetna atmosfera - krzyczała, szczerze zafascynowana do ucha Eda. 
- Wiem, klub jeden z moich ulubionych - odpowiedział, przekrzykując muzykę. Wziął już trzecią szklankę i doszczętnie ją wsyuszył paroma haustami, tak samo jak poprzednie. Kate powoli sączyła swojego drugiego drinka, który szybko uderzał jej do głowy. Dziwiła się, że Sheeran nadal stoi na własnych nogach. To było okropnie mocne. Obraz przed jej oczami był za cienką mgłą, a w głowie lekko jej wirowało i nie mogła logicznie myśleć. Ed, widząc, że na czole przyjaciółki pojawiają się dwie, prawie że niewidoczne kropelki potu, wyszczerzył do niej w szerokim uśmiechu zęby i jakby niewzruszony wstał i pokazał gestem, że idzie po następną kolejkę. Kate odprowadziła go wzrokiem do samego baru, zauważając, że zaczął flirtować z całkiem ładną kelnerką. Po ich zachowaniu mogła wywnioskować, że już się znają. 
 Po kilkunastu minutach spędzonych sam na sam z napojem wyskokowym, do Kate przysiadł się o nienagannym wyglądzie chłopak, czarując ją swoim łobuzerskim uśmiechem i podając jej nową szklaneczkę z trunkiem w środku. Popatrzyła na swoją już pustą szklankę i chwyciła od niego następną, szybko przytykając ją do swych warg. Kiedy to zrobiła, nagle zorientowała się, że ktoś wyrywa ją z jej rąk. Nawet nie poczuła nic w ustach.
 Podniosła wzrok i ujrzała przed sobą rudą plamę, którą były włosy Eda. Chłopak nieco upity, wylał całą zawartość znajdującą się przed sekundą w szklanym naczyniu centralnie na twarz chłopaka, z której momentalnie spełz ten szelmowski uśmieszek, a zastąpiło go oszołomienie. Jakby oparzona odskoczyła od nich. Kate była tak samo zdezorientowana, co oblany chłopak. 
 W głowie Eda aż wrzało z wściekłości. Szybko, niespodziewanie, ale z siłą przyłożył kolesiowi w mokrą i lepiącą się twarz. Chłopak już szykował się, aby mu oddać, ale od razu koło nich zebrała się grupka gapiów, w tymi dwóch ochroniarzy, którzy chceli siłą wyprowadzić Sheerana z klubu, ale ten złapał mocno Kate za przegub i pociągnął ją do wyjścia, więc ochrona nie musiała interweniować.  
 Kątem oka dostrzegła, że z nosa poturbowanego przez Eda chłopaka ciekła krew, więc szybko odwróciła wzrok. Nieznosiła widoku krwi. Potulnie wyszła za Sheeranem z dusznego i głośnego klubu. Nie chciała się odzywać, bo widziała jak chłopak kipiał ze złości, zresztą chciała wyjaśnić to na spokojnie, nie w takim hałasie i gwarze. Bez słowa stanęli koło samochodu Eda, a pierwsza głos zabrała Kate.
- Eddie, co to miało znaczyć? - zapytała ostrożnie, widząc jak wzburzony chłopak stuka butem o pień drzewa, stojącego koło jego prawej stronie. Ed zacisnął usta w wąską linie i nie odpowiedział, chowając ręcę do kieszeni swoich spodni.
- Nie rozumiem twojego zachowania! - powiedziała, podnosząc głos. Zaczynała się denerwować.-W ogóle jakbym stwierdziła, że koleś stwarza dla mnie zagrożenie, sama bym mu przyłożyła. Potrafię o siebie zadbać.
- Chyba w tym przypadku nie podołałabyś - powiedział ostentacyjnie, patrząc na nią spode łba. - Gdybym nie zauważył tego całego występku, teraz zapewne leżałabyś w pobliskim rowie, nieprzytomna, pobita i obdarta ze swoich ubrań - wykrzyczał rozpaczliwie. 
 Teraz wszystko stało się dla niej jasne. To zdanie, wypowiedziane przed chwilą przez Eda odbijało sie echem w jej umyśle i dźwięczało w nim. Stała, lekko wstrząśnięta wybuchem przyjaciela. Ed zauważył reakcję Kate i prędko obchodząc dookoła swoje auto, które ich dzieliło, pochwycił ją w swe ramiona, wtulając głowę w jej ciemne włosy, zawstydzony swoim zachowaniem. Dziewczyna stała osłupiała, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, czy wydobycia z siebie głosu.
- Widziałem wcześniej, jak gościo zamawiał dwa drinki, a do jednego wrzucił małą kapsułkę. A jeszcze wcześniej dostrzegłem, jak obserwował cię, gdy siedziałaś tam tak sama - wyszeptał do jej ucha, głosem pełnym skruchy. Słuchała tego kręcąc przecząco głową, niedowierzając. Odwzajemniła uściśk chłopaka prawie z taką samą siłą, z którą on trzymał jej drobne ciało w ramionach, trochę zduszając ją, ale potrzebowała tego, po tym, co usłyszała. Nawet nie chciała myśleć, co by było gdyby, ale przeraźliwe obrazy same napływały do jej mózgu. 
 Teraz już nie z nadmiaru alkoholu we krwi, a bardziej z tego wstrząsu, obezwładniona przez myśli, straciła równowagę. Ed od razu dostrzegł, że jej twarz nieco pobladła i podtrzymując jej całe ciało wsadził ją na tylnie siedzenie jego auta, sam siadając za kierownicą. Co prawda miał trochę promili we krwi, ale miał też nadzieje, że nikt go nie przyłapie, bo jego mieszkanie znajdowało się już przy następnej ulicy. Nawet nie czuł w sobie tego alkoholu, który bez celu krążył w jego żyłach, zmieszany razem z krwią. 
To wydarzenie sprzed kilkunastu minut podziałało na niego, niczym zimny prysznic, przywracając mu rozsądek i trzeźwy umysł.
Przetarł dłońmi swą twarz i złapał się za głowę oraz za potargane włosy, tak, jakby miał zamiar je sobie wyrwać. Jego buzię wykrzywił grymas bólu, bardziej tego wewnętrznego. Nie mógł sobie wyobrazić co by było, gdyby ten koleś zrobił krzywdę jego małej Katie. Chyba zabiłbym typa, pomyślał całkiem poważnie, z widoczną grozą w oczach.
 Odwrócił lekko głowę, tak, że teraz widział ją w całej okazałości, leżącą na tylnim siedzeniu. Była taka bezbronna i delikatna. Jej ciemne włosy, rozrzucone prawie po całym siedzeniu, przysłaniały jej lewą stronę twarzy. Prawie białe usta teraz były lekko wydętę, a twarz nadal pozostała blada. Zresztą ona zawsze jest blada, uświadomił sobie, patrząc na nią czule i intensywnie. Odwrócił głowę, przekręcił kluczyki w stacyjce i ruszył niemalże z piskiem opon. Chciał świętego spokoju. Dla siebie i dla niej. Chciał jak najszybciej znaleźć się w ciepłym łóżku. 
 Zanim to nastąpiło, musiał uporać się z zaprowadzeniem ociężałej Kate do mieszkania, a następnie z wtarganiem dwóch pokaźnych waliz. Kiedy wykonał to niełatwe zadanie, padł jak długi na plecy, na łóżko, obok leżącej bokiem do niego Kate. 
 Dziewczyna jeszcze nawet nie zmrużyła oka. Leżała w stanie jakby nienaruszonym, wpatrując się pustym wzrokiem w dal. Mrok spowijał cały pokój, tylko reflektory z ulic rozświetlały go, mimo rolet zaciągniętych na okno, przebijały się różnobarwne światełka. To miasto tętniło życiem w nocy. Nie chciała myśleć o tej całej chorej sytuacji wynikłej w klubie. Robiło jej się z tego niedobrze. Na swoim biodrze poczuła ciepłą dłoń Eda, którą szybko złapała i mocno ścisnęła. Narobiła mu tyle kłopotu, nie powinna tu przyjeżdżać, myślała. A na dodatek tak bardzo była mu wdzięczna, gdyby nie On... Znów do jej umysłu napłynęły przeraźliwe wizje. Wciąż ją nawiedzały. Od nich skronie piekielnie ją bolały, uciskały. 
- Eddie... - wyszeptała łamiącym i zanikającym się głosem. Tylko na to mogła się zdobyć. Ta cisza była dla nich obojga rozkoszą. 
- Nic nie mów - nakazał z uczuciem równie cicho, co Kate, która teraz przysunęła się do niego, tak, że czuła jego klatkę piersiową na swych plecach. Biło od niego niesamowite ciepło, którego teraz rozpaczliwie potrzebowała. 
 Kate sama stwierdziła, że zbędne są tu słowa. Jej wystarczało tylko to, że jest z nim, a jemu to, że Kate jest w pełni bezpieczna. Dziewczyna bardziej wtuliła się w Sheerana, a ten zamknął ją mocniejszym uścisku. Tej nocy już żadne z nich nie wypowiedziało ani jednego słowa. Poddając się tej nieprzeniknionej ciszy, Kate odpłynęła do swojego świata. Ed ostrożnie wstał ze swojego łóżka i wyszedł na niewielki balkon.  Oparł łokcie o balustradę i zapalił. 
 Zaciągał się blantem, który powoli odstresowywał go. Wsłuchał się w dźwięki miasta. Miasta, które nigdy nie zasypiało. Miasta, które żyło. Kiedy zorientował się, że wypalił całego skręta, ostatni raz odetchnął świeżym, ciepłym powietrzem i wszedł spowrotem do środka. 
 Położył się na swojej kanapie, na której już leżały koc i poduszka. Zawsze tam były. Lubił sypiać na sofie.
 Oczy od razu same mu się zamknęły.







Stay strong

czwartek, 13 grudnia 2012

Rozdział IX

 Przed wieczorem byli na miejscu.
 W Londynie.
 Ed właśnie zaparkował swoją hondę przed niewielkim budynkiem (w porównaniu do innych go otaczających masywnych budowli). Szybko przebiegli krótką trasę do wejścia, uciekając nadaremnie przed nieustępliwym deszczem.
- Nadal nie rozumiem, po co... - gderała dziewczyna. -To twoja praca. Nie jestem ci potrzebna do szczęścia.
- I tu się mylisz - rzekł z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy, nieznikającym z niej od rozpoczęcia tej całej rozmowy, a raczej monologu Kate.
- Chyba, że chcesz się pochwalić jak pracujesz. To jedyne, co mi przychodzi do głowy - powiedziała pogrążona w zadumie. 
 Sheeran szybko wyszedł na prowadzenie i odwrócił się przodem do dziewczyny, zatrzymując ją. Teraz stali w długim, wąskim korytarzu z bordowymi ścianami.
- Słuchaj, muszę coś załatwić, co potrwa z dziesięć minut. Idź prosto, a potem skręć w lewo, gdzie zobaczysz mały bufet i automat z kawą - tłumaczył, zawzięcie gestykulując. - Nie wiem jak ty, ale ja mam wielką ochotę na dobrą, ożywczą i chłodną kawę. Jak wszystko załatwisz, wpadnij tu - wskazał drzwi po prawej, jakieś pięć metrów za nim. 
 Kate popatrzyła na niego podejrzliwie i ruszyła przed siebie, podążając za jego  wskazówkami.  Chłopak pokręcił głową z rozbawieniem i ruszył w przeciwnym kierunku.
 Faktycznie, w lewym rogu korytarza był szeroki łuk, za którym znajdowała się jakby mała kafejka. Podeszła do automatu i po paru minutach szła zapatrzona w swoje buty z dwoma kubeczkami w rękach. Wciąż frasowała ją sprawa z Rose i Jacobem, ale też zastanawiała się po jaką cholerę Ed ją tu ściągnął.
 Nagle zderzyła się z czymś twardym i rozlała całą zawartość, która znajdowała się w plastikowych kubkach. Szybko podniosła wzrok. Raczej nie z czymś, a z kimś. Teraz, olśniewająca biel koszulki poszkodowanego była koloru brązowego, co przypominało wielką, ptasią kupę. Dziewczyna prędko podeszła do pokrzywdzonego i niedbałym ruchem złapała za ową koszulkę, niepotrzebnie trąc ją rękami. Zdezorientowany chłopak w końcu podniósł dotychczas schyloną głowę, więc Kate mogła przyjrzeć się swojej ofierze.
 Jednak nie był to dobry ruch. Kiedy ujrzała znów tę parę brązowych oczu, nie mogła oderwać od nich wzroku. Najwyraźniej on też od razu ją poznał. Na jego twarzy pojawił się szelmowski, jak dotąd nieznany jej uśmieszek. Delikatnie chwycił jej dłonie swymi, więc puściła jego poplamioną i mokrą koszulkę. Zmieszana dziewczyna subtelnie wysunęła swe dłonie z lekkiego uścisku i zaczęła nerwowo się rozglądać po korytarzu, w poszukiwaniu łazienki, która jak się okazało, znajdowała się dokładnie za nią.
- Znów spotykamy się w nietypowej sytuacji. Czy to zawsze będzie tak wyglądać? - zaczął nieznajomy z łobuziarskim uśmiechem na twarzy. Jego oczy świeciły zaraźliwym blaskiem.
- Może pozwolisz - wskazała skinieniem głowy na drzwi za sobą, ignorując jego pytania i odwracając się na pięcie tyłem do chłopaka, aby nie zauważył jej dwóch, małych rumieńców na policzkach. - Spróbuję to jakoś naprawić - zerknęła na przemoczoną i teraz już całkiem brązową koszulkę.
 Chłopak nic nie mówiąc otworzył drzwi, za którymi znajdowała się łazienka i popatrzył znacząco na Kate. Dziewczyna szybko pierwsza weszła do niewielkiego pomieszczenia. Rozejrzała się dookoła, a kiedy zwróciła się do chłopaka ten stał już bez koszulki, z nagim torsem, podając jej poplamione ubranie.
 Kate widząc jego nawet nieźle wyrzeźbione ciało, zarumieniła się i szybko wzięła od niego brudną część garderoby, którą przed chwilą miał na sobie. Zamoczyła ją w jednej z czterech umywalek i nasączyła mydłem. Zawzięcie próbowała usunąć plamę, co nawet jej się udawało. Podczas tej czynności nie mogła się powstrzymać od posyłania mu od czasu do czasu ukradkowych spojrzeń. On stał z założonymi na piersi rękami, bacznie przyglądając się dziewczynie. Widząc, że zniecierpliwiona Kate jest poddenerwowana przejął pałeczkę i podszedł do niej.
- Myślę, że wystarczy. Jakoś sobie poradzę - wyręczył ją od dosłownie brudnej roboty. Lekko bolały ją już ręce. Znów ich dłonie się spotkały, a przez jej ciało przeszedł mały, przyjemny spazm.
- Logicznie myśląc, odpłaciłam ci się - odparła sprytnie z nikłym uśmiechem.  Nie wiedzieć czemu, denerwowała się tą rozmową.
- W sumie tak. Masz rację. Należało mi się - powiedział śmiejąc się pod nosem, a jego tęczówki zamigotały. Jednak nie był na nią wcale zły. 
- Ale przyjmij moje najszczersze przeprosiny - dodała pośpiesznie, a chłopak wycisnął precyzyjnym ruchem mokrą koszulkę i zaczął ją suszyć pod elektryczną suszarką, nie odrywając wzroku od Kate. Jego spojrzenie czuła praktycznie na całym swoim ciele. Jakby jego oczy przenikały nawet przez nią samą, do jej wnętrza.
 Nie mogła powiedzieć, że nie był dobrze zbudowany, bo był. Jednak dla niej bardziej intrygująca była wyjątkowa twarz z oczami na czele. Jak zwykła robić, kiedy się denerwowała, wycofała się z pola bitwy.
- Mam nadzieję, że nasze następne spotkanie nie będzie aż tak drastyczne w skutkach - zażartowała i bez słowa pożegnania wyszła z łazienki. W duchu przeklinała się, ale nie wiedziała co robić dalej. Nawet nie poznała jego imienia, nie mówiąc o numerze telefonu. 
 Nieznajomy krzyknął tylko za nią, próbując ją zatrzymać, ale nie udało mu się. Dziewczyna wystrzeliła jak z procy. A sam przecież nie mógł za nią pobiec. Bez koszulki, którą właśnie suszy. Karcił się, że nie poprosił jej o numer telefonu, albo nawet nie zapytał jak ma na imię. Jak można być takim przygłupem?
 
 Rozkojarzona przypomniała sobie o realnym świecie i pośpiesznie weszła do pokoju, który wcześniej pokazywał jej Sheeran.
 Kiedy to zrobiła wszystkie osoby znajdujące się w pomieszczeniu wlepiły w nią wzrok i wszelkie rozmowy ustały. Na szczęście na środku dostrzegła siedzącego Eda i podeszła do niego.
- Wreszcie! Myślałem, że się zgubiłaś - powiedział pół żartem i patrząc na puste ręcę przyjaciółki dodał. - Hej! A gdzie moja kawa?
- Miałam drobny wypadek - chciała mu wytłumaczyć, ale rozejrzała się dookoła i zrezygnowała z tego. - W ogóle co ja tu robię?
- Właśnie... - zaczął niepewnie, wstał, aby dorównać Kate i spojrzeć w jej zimne oczy, które jeszcze bardziej wszystko komplikowały - Tylko się nie buzuj, mała - powiedział uspokajająco i ostrzegawczo, zaciskając wargi w prostą linię.
- Czekam na wyjaśnienia - powiedziała niewzruszona krzyżując ręce na piersi i zadzierając wysoko głowę.
- Wiem, wiem. Jestem pewien, że nie wyrazisz zgody ani chęci, ale może to, że trzymałem wszystko w tajemnicy jakoś polepszy sprawę - błądził Ed.
- Eddie, do rzeczy - odparła stanowczo.
- Chciałbym, abyś nagrała ze mną parę utworów - powiedział szybko, na jednym wydechu nie patrząc na przyjaciółkę.
- Nagra... ŻE CO? - niemalże pisnęła skonsternowana - I tylko po to mnie tu ściągałeś? To czysta głupota - zaprzeczyła kategorycznie. Chciała kontynuować swoje wywody, na temat tego, że dobrze wie, że nie lubi występować publicznie. Robiła to dla siebie, a ta trema... To było najgorsze. Zawsze dawała o sobie znać. Nawet wtedy, kiedy musiała pójść chociażby do sklepu i kupić coś. Układała sobie formułkę, zawsze kurczowo się jej trzymając, jeżeli coś szło nie po jej myśli, zwykle nie wiedziała co powiedzieć i często się jąkała. Z czasem z tego wyrosła, ale niegdyś przyłapuje się na takim rozpaczliwym przemyślaniu wszystkiego w głowie.
 Już otworzyła szeroko usta, by kontynuować, ale szybko je zamknęła.W tym momencie wszystko się skomplikowało. 
 Do obszernego pomieszczenia wkroczyła grupka chłopaków, w tym nieznajomy. Nie wiedzieć czemu szybko odskoczyła w bok, chowając się w najbliższym kącie, tak by jej nie zauważył. Kompletnie nie rozumiała, czego tak na niego reagowała. Nie chciała z nim rozmawiać?  Oczywiście, że chciała, ale kiedy to następowało cholernie się denerwowała. Nie chciała się skompromitować, bo właśnie tego się obawiała. Kompromitacji. Że zniechęci go do swojej osoby.
 Chłopak wzbudzał w niej dziwne uczucie, a raczej mieszankę uczuć. Kiedy widziała te oczy, czuła w środku podniecenie i pożądanie, a zarazem kuło ją coś ostrego w żołądku, a wszystkie członki jakby pobudzone drgały, tak samo jak w tym roku na maturze. 
  Na jej nieszczęście chłopak spojrzał na Eda, i pomachał do niego ręką, wyraźnie rozpromieniony na jego widok, a Sheeran stał i patrzył osłupiały co wyprawia Kate. Rzucił w jej stronę puste spojrzenie i podszedł do chłopaka. Na szczęście to Teddy ruszył się z miejsca, a nie chłopak podszedł do niego. Jakby tak się stało zobaczyłby ją ukrywającą się w kącie, wśród paproci, co wyglądało komicznie. Ale na szczęście tak się nie stało.
  Dziewczyna stojąc w ukryciu mogła ich obserwować, a oni nie mogli zobaczyć jej. Dyskretnie wychylając głowę zza donicy, obserwowała całe to zdarzenie. Rudzielec, również zadowolony tak jak nieznajomy, uścisnął jego rękę. Zawzięcie o czymś konwersowali.
 Nieznajomy chłopak, trzymając ręce w kieszeniach swoich dobrze dopasowanych, ciemnych jeansów patrzył poważnie na Eda, a ten poprawiając kaptur bluzy coś do niego mówił. Niestety nie mogła odczytać z jego ruchu warg co dokładnie mówił , ponieważ stał do niej tyłem, a w sali było dość głośno by usłyszeć. Chłopak pokręcił zrezygnowany głową i lekko potarł swój kark, pochylając głowę, a Sheeran poklepał go po ramieniu, jakby go pokrzepiając. Nieznajomy jakby czymś zmartwiony, teraz on coś tłumaczył Edowi. Rozmawiali z jakieś pięć-dziesięć minut. Ed wyjął coś z kieszeni i wepchał to w rękę brązowookiego, który niechętnie, z grymasem na twarzy włożył tą rzecz do kieszeni. W ułamku sekundy grymas zastąpił lekki, niewyraźny, jakby wahający się uśmiech. Na zakończenie szatyn posłał Sheeranowi niepewne spojrzenie, a ten szturchnął go w ramię, najwyraźniej aby rozładować napięcie, co poskutkowało i kąciki ust nieznajomego lekko, ale już zdecydowanie się uniosły, co dawało piękny efekt.
 Jednak kiedy zakończyli rozmowę, chłopak raczej nie kwapił się do wyjścia z pokoju. Ed wrócił do Kate, która jakby niewzruszona nadal stała, pół zgięta, chowając się za dużym kwiatem. Na jej widok parsknął śmiechem.
- Jeśli mogę wiedzieć, co robisz? - zapytał ironicznie. Jego oczy wciąż były rozbawione.
- Wiesz, gram sobie w zielone - odparła sarkastycznie, odgarniając liście z twarzy i posyłając niespokojne spojrzenia w stronę nieznajomego wciąż krzątającego się po sali. Powoli wyszła z ukrycia, otrzepując się i przeczesując palcami lekko rozczochrane włosy. 
- Czy o czymś nie wiem? - popatrzył na nią podejrzliwym wzrokiem, mrużąc oczy i zdejmując z jej ramienia małego, zielonego listka paproci. Kate popatrzyła na niego trochę zmieszana. Przejrzał ją? Szybko na jej twarzy pojawił się figlarny uśmiech, maskujący to co działo się w jej wnętrzu. Wolała nic nie mówić na ten temat. Sheeran kontynuował.
- A co z tym nagraniem, bo wiesz... - powiedział niepewnie, nie patrząc w jej oczy, spodziewał się, że dostanie prosto w twarz. Jednak kiedy spojrzał na nią ukradkiem, dostrzegł, że dziewczyna najwyraźniej buja w obłokach. Teraz już pewniej wałkował ten temat.
- Może chociaż ze dwa utwory? Tylko akompaniament na pianinie. Proszę, zgódź się! Chcę, żebyś to była ty. Nikt inny. Zresztą podpisałem już pewną umowę... - ostatnie zdanie wypowiedział tak cicho i niepewnie, że nawet skupiona Kate ledwo by dosłyszała. A nawet nie była skupiona, na tej rozmowie. Jej wzrok był rozbiegany po całej sali.  Obserwowała każdy ruch szatyna i robiła wszystko co w jej mocy, aby jej nie zauważył, a w szczególności kiedy rozmawia z rudzielcem. Jakby zobaczył ich razem, na sto procent przyłączyłby się do nich.
 Teddy doskonale to widział, że dziewczyna jest rozkojarzona, ale nie chciał się odzywać, bo w sumie wyszło mu to na dobre.
- Dobra, zgadzam się - powiedziała w pewnym momencie, chowając się za Edem, bo właśnie nieznajomy zerknął w ich stronę. Oczy Sheerana zaświeciły blaskiem, ale stał osłupiały, jakby nie wierzył w to, co usłyszał. Myślał, że przekonywanie Kate będzie trwało tygodniami, a tu w jeden wieczór wszystko poszło bez żadnego nawet krzyku. To było bardzo podejrzane.
- Zgadzasz się? - zapytał zduszonym głosem, niedowierzając i otwierając szerzej oczy tak, że teraz wyglądały dokładnie jak dwie małe skałki lapis lazuli. 
- Co? - odparła przykładając zimną dłoń do czoła i mrużąc oczy. Nie mogła się skupić na tym, co mówił do niej przyjaciel, bo była zbyt zajęta obserwowaniem - Chyba słyszałeś - powiedziała lekko podirytowana, tak pewnym siebie głosem, że aż sama się sobie dziwiła. Jak mogła się na to zgodzić? Kate nigdy nie lubiła występować publicznie, a wiedziała, że to też będzie wchodziło w grę.
 Wszystko przez niego. W tym momencie popatrzyła w stronę brązowookiego. Teraz stał w paroosobowej grupce i po ich zachowaniu można było wywnioskować, że zamierzają opuścić salę. Dziewczynie spadł kamień z serca. Naprawdę się sobie dziwiła. Przecież nie powinna się tak ukrywać. Wręcz przeciwnie, powinna była do niego zagadać. Ale jakaś cząstka w jej ciele ściskała ją tak niewyobrażalnie mocno, że na samą myśl o ponownym starciu z tymi oczami było jej niedobrze. Nie potrafiła się przemóc, co było jej wielką zagadką. 
 Ed obserwował Kate, marszcząc brwi. 
- Wyglądasz jakbyś zaraz miała eksplodować - Kate pochwyciła wiercące ją na wskroś spojrzenie przyjaciela i nerwowo założyła kosmyk włosów za ucho, uśmiechając się pod nosem. Pewnie tak wyglądała, pomyślała.
- Wiesz, że to nie dla mnie - odparła wymijająco, wciąż mając na myśli nagrywanie z nim. 
- Katie, przecież wiem, ale zrób to dla mnie - stanął po jej prawej stronie i objął ją jedną ręką lekko popychając do przodu, skłaniając do podejścia bliżej dużej, szklanej szyby, za którą znajdowało się pianino i inne niezbędne do nagrywania sprzęty.  Krótko mówiąc było to profesjonalne studio. 
 Obydwoje weszli do mniejszego pomieszczenia znajdującego się za tamtą szybą.  Kiedy Ed zamknął za nimi drzwi, zorientowała się, że zza szyby nie docierają tu żadne głosy. Sheeran wskazał teatralnym gestem na pianino, na co Kate parsknęła śmiechem i usiadła za instrumentem.
 Był niemalże doskonały, jakby nowy. Jak to zawsze robiła, delikatnie przejechała opuszkami palców po klawiszach tak, że nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Czuła się prześwietnie. Jakby dało jej to jakiegoś rodzaju siłę.
 Podniosła wzrok i zobaczyła Eda zakładającego słuchawki na uszy i ustawiającego mikrofon, a za szybą dostrzegła coś jeszcze.
 Nieznajomy właśnie stał w wyjściowych drzwiach, gapił się intensywnie i głęboko w Kate, co bardzo ją onieśmielało. Dziewczyna przygryzła dolną wargę i odwzajemniła nieśmiało spojrzenie. Najwidoczniej chłopak szykował się do wkroczenia do pomieszczenia, w którym się znajdowała, ale na szczęście w ostatniej chwili, najwyraźniej jego kumpel chwycił go za ramię i pociągnął za sobą do wyjścia.  Zauważyła, że szatyn był lekko wzburzony, ale ulegając koledze z kręconymi włosami potulnie za nim wyszedł, a za nimi reszta grupki osób, w której się trzymali.  Teraz w pomieszczeniu były tylko trzy osoby.
 Ed zajęty nastrajaniem swojej gitary, nie był świadkiem tego całego zdarzenia, więc w głębi duszy odetchnęła z wielką ulgą. Musiałaby mu wszystko opowiadać, a na dodatek znał tego gościa i to bardzo dobrze. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać jak się poznali i kim dla siebie są. Czy to tylko zwykła znajomość? A może się przyjaźnili? Pokręciła lekko głową, jakby chciała wyrzucić z niej te myśli. Teraz musi się skupić.
 Skupić na muzyce.




 
 ~ Marakselox

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział VIII

I think I know.



 Rose aż kipiała z wściekłości, podobnie jak jej brat, Paul. 

- I co, wybawiłaś się wczoraj? - rzucił w stronę siostry oskarżycielskim i sarkastycznym tonem.
- Co ci do tego? - odparła jadowicie.
- A tak pytam z ciekawości, wiesz? - powiedział, prychając pod nosem. - Jakby mnie to coś obchodziło. Ale, nie. Jednak mnie obchodzi co robiłaś, kiedy matka cię potrzebowała - dodał ostentacyjnie.
- Uważaj, co mówisz - powiedziała groźnie, grożąc przy tym palcem. Wyzywająco podeszła bliżej brata i patrzyła mu prowokacyjnie w oczy. - A ty, gdzie byłeś przez ten ostatni rok? Siedziałeś w tym zatęchłym Bristolu i nawet nie raczyłeś ruszyć dupy, chociażby po to, aby zobaczyć własną, chorą matkę.
- Teraz stanowczo przegięłaś - wytknął jej palcem, dosłownie przed nosem. 
 Stali naprzeciw siebie, wymieniając się morderczymi spojrzeniami. Od zawsze się kłócili. Myślała, że z tego wyrosną, każdy tak przypuszczał. Jednak zostało tak, jak było. 
 Jako że byli bliźniakami, od małego ujadali się o błahostki, teraz już o poważne rzeczy. W dzieciństwie wyglądali jak dwie krople wody z zewnątrz - te same brązowe, oczy, włosy o słomianym zabarwieniu i idealnie zarysowane linie twarzy. We wewnątrz nich kryły się sprzeczne ze sobą osobowości, które można by porównać do ognia i wody. Współcześnie trudno było się doszukać u nich jednej wspólnej cechy w wyglądzie i charakterze, prócz blond włosów. Dziewczyna delikatna, szczupła o łagodnym, przyjaznym spojrzeniu. Wyglądała na osobę infantylną, ale kto tak sądził był w wielkim błędzie. Natomiast chłopak męski, przystojny i dojrzały. Tak można było uważać po jego wyglądzie. Jednak pozory mylą.
- Doprawdy? - zaświeciła słodko oczami. - Dupek z ciebie taki sam, jak i z ojca. Zasrani egoiści - odparła i przechodząc obok Paula szturchnęła go z taką siłą, że chłopak lekko skrzywił się z bólu, czego nie dał po sobie poznać, aby nie dać jej tej satysfakcji, że wygrała.
 Dziewczyna wyszła z domu i zamierzała pojechać samochodem do szpitala, jednak po gruntownym przeszukaniu wszystkich kieszeni nie znalazła kluczy, a do domu nie zamierzała wracać. Lekko roztrzęsiona ruszyła przed siebie.
 Tak, spacer pozwoli jej jakoś ochłonąć.
 Szła powolnym krokiem, starając się oddychać miarowo, by się uspokoić.   
 Przecież nie mogła stwarzać więcej problemów i tak już poważnie chorej mamie. Miała już tego wszystkiego po dziurki w nosie. To ciągłe zamiartwianie się o matkę powoli wyniszczało ją od środka psychicznie. Skąd mogła przypuszczać, że akurat dziś w nocy stan matki aż tak się pogorszy? Akurat wtedy, kiedy ona świetnie bawiła się w klubie razem z przyjaciółmi? Kiedy popijała piwo albo zabawiała się z Jacobem, matka umierała z bólu, a ona nawet o tym zapomniała. 
 Dziewczyna gwałtownie przystanęła w miejscu i zadała sobie pytanie z zaszklonymi oczami: "J a k  m o g ł a m?"
 A na dodatek ten dureń. Jak zawsze musiał jeszcze bardziej ją dobić.
 Z głębokiego zamyślenia wyrwał ją dźwięk donośnego i ciągłego trąbienia. Rose odwróciła się na pięcie, a za sobą zobaczyła Jacoba siedzącego za kierownicą w swoim przestarzałym rolls-royceu. Odetchnęła z ulgą. 
 Szybko wskoczyła do środka. Przywitał ją ciepły i namiętny pocałunek. Dziewczyna nadal lekko drżała, po tej całej kłótni i własnych przemyśleniach. Wtuliła się w swojego chłopaka.
- Rose, co się dzieje? - zapytał zaniepokojony jej zachowaniem. - Cała się trzęsiesz. 
- Możesz podwieźć mnie do szpitala? - poprosiła go drżącym i zanikającym głosem.
- Szpitala? - zapytał wyraźnie zaskoczony i zbity z tropu.
- To... - zaczęła i głośno pochwyciła powietrze w płuca, wykrzywiając rozpaczliwie twarz. - Znów mama... - wykrztusiła z siebie po chwili milczenia, łamiącym głosem.
- Ale przecież mówiłaś... - zaczął, ale dziewczyna weszła mu w połowie zdania.
- Jake... Ja nie chciałam nic mówić - popatrzyła przepraszająco.
- Głowa do góry, kochanie - powiedział i musnął lekko jej usta, na co Rose odpowiedziała tym samym.
 Jacob uznał, że nie ma sensu zadawać zbędnych pytań i czym prędzej ruszył w kierunku pobliskiego szpitala. 
 Wciąż trzymając Rose mocno za dłoń, pokazując tym gestem, że jest przy niej.


***

 Kate, aby zmyć z siebie wszystkie przemyślenia z dzisiejszego poranka wzięła zimny, orzeźwiający prysznic, który postawił ją na nogi. Doszła do wniosku, że nie może odpuścić sobie gry na pianinie, która jest jej pasją. Chociaż niosła ze sobą bolesne wspomnienia, odnajdywała tam prawdziwą siebie. Starą Kate Moore, która jeszcze nie poznała goryczy, jaką niesie ze sobą brutalne życie. 
 Po wskoczeniu w jakieś ubrania, postanowiła przejść się na spacer. 
 Dawno nie była u Rose, więc zamierzała odwiedzić przyjaciółkę, a przy okazji z nią porozmawiać. 
 Wieki temu rozmawiały w cztery oczy, na spokojnie. Zaczęła zadawać sobie pytanie, czy przypadkiem nie zaniedbuje ich relacji.
 Po pół godzinie, Kate stała przed masywnymi drzwiami wejściowymi i dzwoniła dzwonkiem. Dobijała się przez bite pięć minut. Nadaremne.   
 Najwyraźniej nikogo nie było w domu, ale czy to możliwe? Przecież ktokolwiek powinien być, chociażby sama rozchorowana pani Wright. Jednak nic nie wskazywało na to, że ktoś jest w środku.
 Zaniepokojona, wystukała numer do Rose, jednak nikt się nie zgłaszał, co było jeszcze dziwniejsze. Nie wiedząc co ze sobą począć ruszyła z powrotem tą samą drogą, którą się tu zjawiła. O tej porze ulice były prawie że opustoszałe. Przez cały czas szła gapiąc się pod nogi i wciąż próbując desperacko dodzwonić się do Rose.   Jake całkiem miał wyłączony telefon. 
 Wzburzona całą sytuacją nawet nie zauważyła, że pewnien facet biegnie wprost na nią.
 Chłopak również jakby rozgorączkowany, biegł nie patrząc przed siebie, z czego wynikła nieprzyjemna sytuacja. Chłopak wpadł na Kate z takim impetem, że obydwoje zachwiali się i odskoczyli w dwie przeciwne strony szerokiego chodnika.                           Dziewczynie mocno zawirowało w głowie. W skutek zderzenia straciła przytomność. Przerażony zdarzeniem nieznajomy szybko stanął na nogi. Widząc nieprzytomną dziewczynę podbiegł do niej i zaczął lekko nią potrząsać.
- Obudź się! Proszę, proszę, proszę! - wykrzykiwał beznadziejnym tonem. Kate słysząc nawoływania gwałtownie otworzyła powieki, wybałuszając ciemne oczy tak, że wyglądały jakby zaraz miały wylecieć z orbit. Kiedy to zrobiła, chłopak odetchnął z wielką ulgą. Już myślał, że zabił człowieka. Człowieka... nie byle jakiego. Piękną niewiastę. 
 Gdy Kate się ocknęła, zobaczyła przed sobą parę dużych, przestraszonych,  brązowych oczu, w których po chwili zajaśniały małe gwiazdki. Przez minutę wpatrywała się głęboko w jak dotąd nieznajome jej oczy i próbowała sobie przypomnieć co się stało. Czego leży na krawężniku w objęciach jakiegoś brązowookiego?
 Po chwili oprzytomniała i wszystko sobie przypomniała.
 Telefon, fala wzburzenia, niespodziewane spotkanie z twardym panem chodnikiem i mocny ból w okolicach skroni. 
- Możesz już mnie puścić - odparła wyniośle, nie chcąc pokazać nieznajomemu, że jego oczy wzbudziły w niej aż taki zachwyt i podniecenie. 
- Dzięki Bogu! - wykrzyknął ze słyszalnym wytchnieniem i rozładowaniem napięcia w głosie. - Wybacz mi, dziś taki zwariowany dzień - odparł i oboje podnieśli się z brudnego podłoża.
- Ja też mogłabym bardziej uważać - zaczęła obszukiwać swoje kieszenie.
 Chłopak podał jej zgubę - komórkę. Najwyraźniej musiała jej upaść przy tym incydencie. W momencie odebrania telefonu, nieznajomy (nie chcący, a może chcący?)  musnął Kate po zewnętrznej stronie gładkiej dłoni. 
 Przez jej ciało przeszedł słodki dreszczyk. Teraz mogła dokładniej mu się przyjrzeć.   Krótko strzyżony szatyn z prawie niewidocznym zarostem, o tych pięknych, wyrazistych oczach, w których można by było utonąć. Wysoki i dobrze zbudowany z tym słodkim uśmiechem na ustach. Kate ledwo powstrzymywała się, aby nie rzucić się na przystojniaka. Był niemal idealny!
 Za to ona niezbyt korzystnie się prezentowała. Włosy sklejone potem i wytargane niczym u Eda, a jeansy rozdarte na całym kolanie, nie mówiąc o wystrzępionej bluzce. Była skrępowana całą tą sytuacją, więc posłała mu jeden ze swoich czarujących uśmiechów (na co się musiała mocno wysilić) i powiedziała:
- To... Ja życzę spokojniejszego dnia - i odwróciła się napięcie tyłem do chłopaka, który zaskoczony rozwojem sytuacji odparł:
- Może jakaś kawa w zamian za przeprosiny? - zaproponował, a dziewczyna z wielkim trudem mu odmówiła . Zapewne potem popełni samobójstwo, ale nie mogła być tak naiwna i bujać w obłokach. Bez przesady.
- Może innym razem? - powiedziała uprzejmie, nie chcąc go urazić, ale się go pozbyć.   Już nie mogła znieść widoku tych oczu! Zerknęła ukradkiem ostatni raz na nieznajomego i ruszyła szybkim krokiem przed siebie, po chwili znikając mu z pola widzenia.
- Oby do rychłego zobaczenia - mruknął do siebie i tajemniczo się uśmiechnął.



**

 Kate kompletnie zapomniała o Rose. O wszystkim. 
 Szła przed siebie, nie wiedząc dokładnie gdzie zmierza, byle jak najdalej uciec od tych oczu. Nadal miała je przed swoimi oczami. Co w nich było tak... ujmującego? Nie mogła tego rozgryźć. Wystarczyłaby jeszcze minuta, a nie panowałaby nad swoim ciałem i oddałaby się pięknej chwili. Co się z nią dzieje? To do niej nie podobne! Karciła się w głębi duszy. 
 Ciepłe, letnie słońce przesłoniły ciemne chmury, które nie zwiastowały pięknej pogody. Nie zwracając na to uwagi, Kate nawet nie przyszybszyła - do domu było jeszcze jakieś spokojnie 15 minut drogi, bieg nic by nie dał. 
 W tym momencie rozpadał się deszcz. Ludzie, których napotykała na swojej drodze posyłali jej ukradkowe spojrzenia, niezbyt miłe. 
 Nie dziwiła się. Była doszczętnie mokra, teraz jej długie, czarne włosy splątane i mokre jak u psa, a na dodatek to podarte ubranie. Wyglądała zapewne jak bezdomny.
 Najgorsze było to, kiedy ktoś jechał (SUCHYM!) samochodem i patrzył z dumą w oczach na przemokniętą Kate. Nieznosiła tego.
 Nieszczególnie przejmowała się tymi wszystkimi spojrzeniami, bo w głowie tkwiła jej tylko jedna myśl. A raczej jedna osoba.



***

 Dokładnie cztery dni później, Kate obudziło donośne trąbienie. Ktoś celowo grzmiał bez ustanku pod jej domem. Dziewczyna na wpół zgięta podeszła do okna, drapiąc się po głowie i przecierając nadal zaspane oczy. Kompletnie nie wiedziała kogo może się spodziewać na podwórku.
 To, co ujrzała zbiło ją z pantałyku. Źrenice rozszerzyły się jej z zaskoczenia. Za kierownicą auta siedział nikt inny, jak Ed.
 Kiedy zobaczył ją w oknie, wyskoczył ze swojego pojazdu i ruszył ku drzwiom. 
 Kate nie miała pojęcia co on tu robi. Przecież miał tu być dopiero w piątek! Popędziła do przeciwległej ściany, gdzie znajdowała się komoda. Szukała w niej swojego kalendarza, przewracając wszystko znajdujące się w szufladzie.
 Może to z nią jest coś nie tak? Ale, nie. Dziś jest środa. Odetchnęła z ulgą. Coś musiało się stać. 
 Dziewczyna czym prędzej wsunęła na swoje nagie nogi obszerne spodnie dresowe i zbiegła na dół. Sheeran właśnie wchodził do środka.
- Wiem, że z tobą jest coś nie tak, ale... Przecież teraz powinieneś być w studio! - powiedziała dramatycznie.
- Malutka zmiana planów. Zbieraj się, masz dokładnie - spojrzał na niebieski zegarek, który miał na lewym ręku. - Czterdzieści trzy minuty - posłał jej rozbawione spojrzenie.
- MALUTKA? - pisnęła przerażona. Teraz całkiem nie wiedziała co jest grane. 
- Nie marudź, tylko rusz się, nie mamy czasu. Wieczorem musimy być w studio - powiedział bez ogródek zniecierpliwionym tonem, na co dziewczyna szeroko rozdziawiła usta i wybałuszyła oczy.
- Musimy? - odparła z naciskiem na "MY".
- Potem Ci wyjaśnię, a teraz śmigaj na pięterko i bierz te swoje wszystkie najpotrzebniejsze fatałaszki. Londyn czeka! - znów spojrzał znacząco na tarczę tykającego zegarka, a potem podniósł wzrok na nią - Czterdzieści minut.
- Chyba żartujesz - odparła, zakładając, że to tylko kiepski żart.
- A czy wyglądam? - odrzekł całkiem poważnie. Teraz zrozumiała, że nic mu się nie pomyliło.
  Ale do czego była mu potrzeba w tym studiu? Trapiło ją to pytanie, kiedy brała szybki prysznic. Na dodatek nie słyszała się, ani też nie widziała z Rose i Jacobem od ostatniego wypadu do klubu.  
 Zaczęło coś ją niepokoić. Jednak nie było czasu na przemyślenia. 
 Następnie zabrała ze sobą swoje wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, które spakowała do dwóch, pakownych walizek o ciekawych rozmiarach.  
 Ed co pięć minut krzyczał z dołu ile czasu jej jeszcze zostało. Dumna z siebie, że wyrobiła się w tak krótkim czasie ruszyła ku i tak niedługim schodom. Jednak wizja toczenia się z dwoma ogromnymi walizami nie bardzo się jej spodobała,więc znacząco chrząknęła. Sheeran krzątał się po domu. Dziewczyna chrząknęła drugi raz, co poniosło się prawie że echem po całym półpiętrze.
 W końcu u podnóży schodów pojawił się chłopak. Teraz to on miał przerażoną minę.
- Zwariowałaś?! - odparł, a kiedy pochwycił od Kate dwie mosiężne walizki, ta popatrzyła tylko na niego wymownie i skierowała się do kuchni. 
- Tak, zwariowała - odpowiedział sam sobie, kiedy dziewczyna znikła z jego pola widzenia. Nie było to lada wyzwanie to targanie tych ciężkich toreb do samochodu.  
 Kate pochwyciła pierwszą lepszą kolorową karteczkę samoprzylepną, która nawinęła jej się w dłonie i niezgrabnie nabazgrała: "Jeśli masz się wściekać, wściekaj się na Eda. Całuski, odezwę się jak dojadę! "
 Kiedy skończyła przylepiła kartkę na lodówce i wyszła z domu zatrzaskując za sobą drzwi. 
  Co jak co, ale mimo wielkiego zaskoczenia dziewczyna drżała z podniecenia, że nareszcie zobaczy na własne oczy Londyn, w którym nigdy nie była. Nie było to tak strasznie daleko, ale nie miała większej potrzeby, aby zawitać do tego miasta.  
 Sześciogodzinna podróż nie była tak bardzo wykańczająca. Dziewczyna wciąż próbowała desperacko skontaktować się z przyjaciółmi. Dzwoniła do Jake'a i Rose na zmianę, prawie że bez ustanku. 
- Ja tak samo nie mogę się z nimi skontaktować - odrzekł zrezygnowany w pewnym momencie Ed, widząc zaniepokojoną Kate ściskającą mocno w swych wysmukłych i długich palcach komórkę. Ona popatrzyła na niego równie wyeksploatowanym wzrokiem, co on.
 Teraz jej oczy były większe, ciemniejsze i chłodniejsze niż zazwyczaj. Zapewne to przez tę deszczową pogodę.
 Dziewczyna skierowała wzrok na jezdnię, jednak widok zepsuły jej odbijające się od szyby krople rzęsistego deszczu, które zamazywały wszystko dookoła. 
 Rudzielec jedną wolną ręką złapał szczupłą dłoń Kate. Jego dotyk był nawet kojący. 
- Nie ma sensu wciąż się dobijać. Jeśli będą chcieli, odezwą się - odparł z udawanym, stoickim spokojem. Sam w to nie wierzył i martwił się tak samo jak Kate.
 Ona wypuściła głośno powietrze z płuc i przymknęła oczy. 



Lots Of Love ~ Marakselox



niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział VII

 Nie wiem, czy oglądacie "The Vampire Diaries", ale jeśli tak to łączmy się!
 Jak wrażenia po ostatnich czterech minutach najświeższego odcinka? Ja powiem tyle, że nie mogłam się skupić i podśpiewywałam "Kiss me". Musiałam przeiwjać ostatnią scenę.
 Więc teraz mogę spokojnie umierać.\\




 Kate była upita - szczęściem i dosłownie. Głośna muzyka klubowa wydobywa się z ogromnych głośników, rozstawionych po całej sali. 
 Cała czwórka siedzi przy barze, popija trunki i świetnie się bawi. 
- Masz zamiar tak siedzieć przez cały wieczór i nic nie pić? Edwardzie, to do ciebie nie podobne! - przekrzykiwała hałas dziewczyna. 
- Wiem, wiem. Sam siebie nie poznaję, ale muszę być w dobrym stanie. Rano czeka mnie męcząca wyprawa.
- Pieprzyć to! - wykrzyknęła i sięgnęła po następną kolejkę.
- Hej mała, nie za dużo? - chciał ją powstrzymać, ale ta jednak się uparła. Patrzył zdębiony ile pakuję w siebie ta dziewczyna. 

 Tyle samo co on zwykle, a to było podejrzane.
- Nie znasz mnie. Wiem, kiedy przystopować - rzekła i w tym momencie dostała czkawki. Widać było, że jest kompletnie wstawiona.
- Właśnie widzę - powiedział i zarechotał. - Masz szczęście, że wypiłem tylko piwo. Masz pewnego szofera - powiedział, po czym wyszedł z klubu, aby odetchnąć świeżym powietrzem. W ślad za nim podążyła Rose. 

 Wyjął skręta z kieszeni i odpalił go. Kiedy praca nie pozwalała mu zabawić się jak należy z alkoholem, popalał od czasu do czasu. 
 Gdy zauważył zmierzającą ku niemu Rose wyjął paczkę, aby ją poczęstować, ale dziewczyna odmówiła.
- Nie palę.
- Racja, wybacz. Ostatnio nieco się gubię w tym wszystkim - zaczął, a Rose kiwnęła głową i popatrzyła na niego, zachęcając do dalszej wypowiedzi.
- Właśnie sobie uświadomiłem ile straciłem przez te parę lat, kiedy nie utrzymywaliśmy kontaktu. Gdzieś głęboko w sobie czułem taką pustkę, ale dokładnie nie mogłem zlokalizować jej powodu. Teraz już wiem. Powiedz mi, czego to wszystko tak wyglądało? Ciągle nad tym rozmyślam i nie udaje mi się dojść do sedna.
- My nie chcieliśmy się odezwać, bo myśleliśmy, że nas przekreśliłeś. Wiesz... Nowe, większe miasto. Nowi ludzie. Kariera. Myślę, że baliśmy się odrzucenia, a nawet pewnego rodzaju... upokorzenia. 
- Upokorzenia? - popatrzył dziwnie pytającym wzrokiem.
- No wiesz... Coś w stylu: "Nie znam was, kim jesteście? To tylko przeszłość, co mnie gówno obchodzi" - powiedziała na bezdechu. Widząc zaskoczoną minę chłopaka, speszona szybko dodała - Choć wiedziałam, że na pewno by tak nie było. Tylko... Nie miałam odwagi. Tak samo jak Jake czy Kate.
- Ja myślałem podobnie - zamyślił się na chwilę i zaciągnął blantem, po czym kontynuował. - Bałem się, że mnie wykpicie. Dokładnie nie wiem za co, ale obawiałem się tego.
- Najgorsza jest niepewność - skwitowała Rose. - Pomyśl sobie, co byłoby, gdyby Kate nie poszła na ten twój koncert, no i nie wkradła się na backstage - kiedy to powiedziała padły jednoznaczne uśmiechy.
- To był dla mnie jakiś znak, że jeszcze nie wszystko stracone, więc postanowiłem się z nią skontaktować za wszelką cenę.
- I masz szczęście, że to zrobiłeś! - powiedziała pokrzepiająco. - Nie wyobrażasz sobie, jak Kate była przybita brakiem ciebie, tutaj. Teraz widzę, jak jesteś dla niej ważny. 
- Nie wyobrażasz sobie nawet ile ona znaczy dla mnie. Przecież to moja mała Katie! Ale co jak co, ciebie też mi było brak.
- Nie powiem, że nie. Tęskniłam za naszymi wspólnymi wypadami za miasto - szturchnęła go lekko, po przyjacielsku. 
- Tu się chowacie! - dołączył do nich Jacob. Podszedł do nich i porwał w objęcia Rose. 
- Nie ogarniam! Tyle się tu pozmieniało! - zdezorientowany, popatrzył na namiętnie obściskującą się parę. - Tak w ogóle, to już ile jesteście razem? - Sheeran zgasił peta.
- Jakieś niecałe trzy lata? - powiedział niepewnie Jake, szukając aprobującego wzroku swojej dziewczyny.
- Coś koło tego - potwierdziła, twierdząco kiwając głową.
- Naprawdę jesteście słodcy, ale nie mam zamiaru patrzeć na was obściskujących się, więc uciekam do środka - powiedział i udał się w stronę zatłoczonej sali w poszukiwania Kate, co było bardzo trudne w takim gwarze. 

 Po pewnym czasie znalazł przyjaciółkę tańczącą z jakimś gościem na parkiecie. Widocznie świetnie się bawiła. I była totalnie zalana. 
 Ed delikatnie odciągnął ją od nieznajomego, który był tak samo zamroczony alkoholem, co ona. 
- EDDIE! - wykrzyknęła entuzjastycznie na jego widok. Rzuciła mu się na szyję.
- No, witaj. Trochę zaszalałaś, mała - oświadczył, podtrzymując chwiejącą się dziewczynę.
- Ale czuje się świetnie! - podskoczyła radośnie, niczym mały Harry w ekstazie, gdy nauczył się trzymać poprawnie gitarę.
- Wierz mi, to minie - mruknął pod nosem, wyobrażając sobie jej  jutrzejszy stan. Kac morderca mocno da o sobie znać.
- Myślę, że na dziś wystarczy twojego małego szaleństwa - stwierdził.
- Wyjdziemy stąd bez żadnego sprzeciwu, jak tylko zatańczysz - postawiła warunek. Stanęła naprzeciw chłopaka z założonymi rękami, przyjmując pozę zbuntowanego dziecka, które lekko kiwało się we wszystkie strony. Dziewczyna nie mogła utrzymać równowagi
- Ja? Chyba sobie ze mnie kpisz, mała. Wiesz, że na trzeźwo nie potrafię.
- Musisz! - zaznaczyła i roześmiała się.
- Kiedy indziej. No, Kate chodźmy, bo serio już późno, a wczesnym rankiem muszę być w Londynie.
- Ale... - wydukała, opierając się chłopakowi.
- Idziemy, no chodź.
 Po długiej namowie chłopaka, potulnie wyszła z nim z klubu, ledwo trzymając się na nogach. Po drodze spotkali Rose i Jacoba. 
- Trzeba się zwijać - rzekł Ed i popatrzył znacząco na półprzytomną Kate.
- My też zaraz jedziemy - odparła Rose i zerknęła na przyjaciółkę.
- Nie miej jej tego za złe. Musiała jakoś rozładować swoje wewnętrzne smutki - tłumaczyła.
- Co tu wyjaśniać. Uważam, że nic złego nie zrobiła. Chociaż mogła nie kłamać, że ma twardy łeb w tych sprawach - zażartował.
- Cała Kate - podsumował Jake, a na jego twarzy zbłądził mały uśmieszek.
- Nie zatrzymujemy, odstaw ją bezpiecznie do domu i daj znać, jak dojedziesz do tego swojego Londynu - powiedziała Rose.
- Trzymajcie się.
- Do zobaczenia, Teddy - powiedział Jacob na pożegnanie, mocno ściskając rękę przyjaciela.
 

 Kiedy Sheeran zaparkował na podjeździe domu państwa Moore, postanowił, że zaprowadzi ją pod sam pokój, ponieważ znając życie narobiłaby wielkiego zamieszania sama wkraczając do domu. Harry i pani Caroline na pewno smacznie chrapią.
 Nie wiadomo jakim cudem, praktycznie bezszelestnie pokonali schody prowadzące do sypialni. Kiedy bezpiecznie znaleźli się w pokoju, Kate runęła jak kłoda na łóżko.
- Ja pierdole. Nie mogę w to uwierzyć, że to ja cię odprowadzam podpitą, a nie ty mnie, co zwykle się zdarzało - złapał się za czoło, lekko je uciskając dwoma palcami jednej dłoni.
- Bywa też i tak - wydukała w poduszkę.
- Czyli dzisiejszy dzień, zaliczasz do udanych? - zapytał, ale nie doczekał się odpowiedzi, bo dziewczyna najwyraźniej zasnęła. 
 Ed zdjął jej buty i przykrył dziewczynę kołdrą. Szczerze powiedziawszy też czuł się trochę zmęczony, ale niestety czekała go niekrótka podróż.

 Odgarnął włosy z jej twarzy i przypatrzył się jej przez moment. 
 Już chwytał za klamkę drzwi, ale Kat nadal leżąc z twarzą wciśniętą do poduszki wydukała niewyraźnie:
- Eddie, wielkie dzięki.
 Chłopak lekko zaskoczony zatrzymał się w pół kroku i znów uważnie przyglądał się Kate. 

 Myślał że po prostu majaczy po pijaku.
- Za co jeśli mogę wiedzieć? - zapytał w prawdzie zobojętniały, bo trzymał się wersji, że dziewczyna bredzi. 
- Harremu tak brakuje ojca. Ja to widzę - zaczęła ponuro dziewczyna, podnosząc się.  

 Teraz siedziała skulona na łóżku.
 Kiedy Ed usłyszał te słowa, podszedł do niej, usiadł na łóżku i machinalnie objął Kate, która przyjęła ten gest z wielką wdzięcznością. Wtuliła się w jego ciepłą, grubą i niebieską bluzę. 
- Ciii, już nic nie mów - odrzekł i pocałował dziewczynę w czubek głowy, wdychając zapach jej włosów przesiąkniętych pubem. 
- Ale posłuchaj, chcę ci podziękować - powtórzyła, tym razem bardziej dosadnie.
- Kim jestem, że masz mi dziękować? I za co po pierwsze? Nie rozumiem dokładnie.
- Za to, że tu jesteś. Przecież nie musisz.
- Mała... - zaczął i popatrzył głęboko w jej jak zawsze nieprzeniknione oczy. - Nie myśl, że robię to tylko dla ciebie. Nie wiem jak mam ci przemówić do rozsądku, że ja bez ciebie jestem zerem. Czułem wielką pustkę, tutaj - dłonią wskazał na lewą stronę klatki piersiowej. Kate odsunęła się od niego i znów opadła jak długa na swoje łóżko.    

 Odwróciła się tyłem do chłopaka i pozwoliła jednej łzie, tylko jednej, by stoczyła się po jej policzku. 
 Leżąc na brzuchu, głową zwróconą tyłem do Eda, po omacku złapała jego dłoń, lekko ją ścisnąwszy.
- Koniecznie się odezwij, jak dotrzesz na miejsce - wydukała i zacisnęła mocno powieki, uniemożliwiając łzom drogę do wypłynięcia.
- Natychmiastowo, obiecuję. Dobranoc, Katie - rzekł i słysząc miarowy oddech dziewczyny wywnioskował, że w końcu zasnęła.

 Po cichu wyszedł z pokoju.  
 


 Kolejnego dnia, nie mogła długo spać, co było bardzo dziwne. Przebudziła się przed ósmą nad ranem. Nie miała ochoty wywlekać się z ciepłego i przyjemnego łóżka. 
 Zerknęła na ekran swojego telefonu, ale nie było żadnych nieodebranych wiadomości czy połączeń. Czym prędzej złapała go w swoje ręce i wystukała wiadomość zaadresowaną do Teddyego o następującej treści:"Już w domu? Odezwij się, jak widać już nie śpię  xoxo ".
 Faktycznie, wczorajsze szaleństwo dawało się we znaki. Z powrotem opadła na łóżko i zaczęła rozmyślać. 
 Z wczoraj niewiele pamiętała. Może nie chciała? Ale wiedziała, że miło spędziła wieczór. Już dawno nie była tak wyluzowana. Bardzo się cieszyła, że to wszystko tak się potoczyło. Nareszcie wszystko jest w jak najlepszym porządku.
 Bo chyba nie da się wrócić do przeszłości? To, co minęło już nie wróci. W jej głowie automatycznie pojawił się obraz ojca. Przymknęła powieki i zatraciła się w tym pięknym obrazku. Czuła ogromną pustkę w głębi duszy, której już nikt nigdy nie wypełni. Doskonale zdawała sobie sprawę, że takie wspomniki źle na nią wpływały, ale nie mogła o tym nie myśleć. Nigdy nie zapomni. 
 Z odrętwienia wybudził ją dźwięk przybyłej wiadomości. Od razu pochwyciła telefon i odczytała komunikat: "Właśnie wchodzę do studia, pewnie będziemy siedzieć z ekipą do wieczora. Nie chciałem się odzywać, żeby przypadkiem nie zbudzić mojej małej i przy tym nie dostać przypadkiem z prawego sierpowego. Byłem pewien, że będziesz spała co najmniej do południa. 3maj się, mała xx"
 Po odczytaniu uśmiechnęła się jak głupia. Sheeran zawsze potrafił ją rozbawić. 
 Rzuciła telefon na bok i nie słysząc żadnych odgłosów świadczących o tym, że ktoś może być w domu, nogi poniosły ją tam, gdzie nie trzeba (jak sama uważała).
   
 Wystarczyło parę chwil i już delikatnie gładziła zwinnymi palcami klawisze instrumentu. 
 Do niewielkiego pomieszczenia, przez dwa obszerne okna i duże, ciężkie, granatowe zasłony przebijały się jasne, wręcz optymistyczne promienie słońca. Pyłki kurzu drgały w wiązkach światła. 
 Bez oporów poddała się muzyce. Tego właśnie potrzebowała. Uciec do swojego świata muzyki.
 Nawet ból głowy nie był już tak odczuwalny.