niedziela, 24 lutego 2013

#3 ONE-SHOT: @MajkaOffical

Goodbye my almost lover, goodbye my hopeless dream.



 Właśnie zbierałam się do wyjścia. Miałam nadzieję, że Harry w końcu zrozumiał to, co jest między nami. Ja czuję, że to nie sama przyjaźń. Faktycznie, może kiedyś tak było. W sumie znamy się od dobrych pięciu lat. Wszystko było w jak najlepszym porządku, dopóki… Właśnie. Dopóki nie zorientowałam się, że jest moim ideałem, którego tak od zawsze desperacko poszukiwałam. I tu nie chodzi o wygląd zewnętrzny, choć muszę przyznać, z wiekiem stał się naprawdę o wiele przystojniejszy. Jeszcze zaledwie rok temu widziałam w nim zwykłego dryblasa z burzą ciemnych loków na głowie, któremu mogłam powiedzieć o wszystkim. Często brano nas za parę, na co wybuchaliśmy śmiechem, obejmowaliśmy się i słodko uśmiechaliśmy mówiąc, że to już „dwa lata razem”. Ludzie się nabierali, co było jeszcze śmieszniejsze. Najlepsze było w tym wszystkim to, że rozumieliśmy się bez słów.
 Jednak wszystko się zmienia z biegiem czasu. Przynajmniej dla mnie się zmieniło. Teraz widziałam w nim młodego i seksownego mężczyznę, który niezmiernie mnie pociągał. Wszystko to przed nim ukrywałam. Nie chciałam niszczyć tego, co było między nami do tej pory. A było to coś naprawdę niezwykłego.
 Skierowałam się w stronę Starbucksa, bo tam czekał na mnie mój przyjaciel. Byłam pewna, że coś knuł! W końcu to tam się poznaliśmy, a dziś mijało dokładnie pięć lat odkąd się znamy. Jednak postanowiłam udawać, że niczego się nie spodziewam. Byłam tak świetną aktorką, że nawet potrafiłam oszukiwać swojego najlepszego przyjaciela, który znał mnie jak nikt inny. Za taki wyczyn powinnam dostać Oscara.
 Kiedy weszłam do kawiarni, przy stoliku w rogu dostrzegłam rozpromienionego Harrego, który kiedy ujrzał zmierzającą mnie w jego kierunku, szybko wstał i porwał mnie w swoje objęcia, mocno przytulając. Coś tu serio było nie tak.
- Zmiażdżysz mi żebra – wydukałam przez zaciśnięte zęby.
- A, już. Przepraszam kocie – powiedział słodko mnie przezywając, co było codziennością.
 Usiedliśmy po obu stronach małego stoliczka. Harry wciąż cieszył się niczym mały chłopczyk. Ja tylko patrzyłam na to niecodzienne zjawisko ze zdziwioną miną. Ten złapał moje ręce w swoje i patrzył głęboko w oczy, nadal z tym słodkim uśmiechem na twarzy. Dla mnie to już było zbyt wiele. Rozpłynęłam się.
- W końcu się zakochałem – odparł, promieniejąc jeszcze bardziej i mocnej ściskając moje dłonie. Ja odpowiedziałam tym samym, zdobywając się na szeroki i szczery uśmiech.
„To najwspanialszy prezent na nasze pięciolecie” – pomyślałam, z trudem przełykając ślinę.
- Ja też… - wyszeptałam, spuszczając wzrok. Nie wytrzymywałam jego przeszywającego mnie na wskroś spojrzenia.
- To świetnie! – odparł z ożywieniem. Naprawdę ten fakt bardzo go uszczęśliwił. W tym momencie poczułam się jak zagubiona dziewczynka w ciemnym lesie. – Obydwoje będziemy szczęśliwi. Czy nie uważasz, że na to zasługiwaliśmy? Kto jest tym szczęściarzem? – Harry zaczął zasypywać mnie głupimi pytaniami. Cholera, ale ze mnie idiotka. Naprawdę jestem aż tak głupia?
 Oczy zaczęły niepokojąco mnie szczypać, więc szybko je zamknęłam, po chwili otwierając z niemalże stoickim spokojem. Posłałam mu jeden z tych awaryjnych uśmiechów.
 „Och kochanie, ten szczęściarz właśnie siedzi naprzeciw mnie i trzyma moje ręce w swoim ciepłym i delikatnym uścisku” – właśnie to cisnęło się na moje usta. Jednak ja wykorzystałam swoje możliwości aktorskie.
Zręcznie i szybko wysunęłam moje dłonie z jego i wyjęłam z torebki telefon. Udałam, że zdziwiona patrzę na wyświetlacz i odbieram.
- Słucham? Oczywiście.  Uhm... Będę za chwilę, do zobaczenia.
Kiedy udałam, że się rozłączam, mój wzrok mimowolnie skierował się w stronę jego pytającego spojrzenia. Bezradnie wzruszyłam ramionami i wstałam ze swojego miejsca, na co on zareagował tym samym. Podeszłam do niego i znów wylądowałam w ciepłym uścisku. Czułam się jak w domu.
- Chciałem z tobą na spokojnie porozmawiać... Jednak widzę, że to nie będzie nam dziś dane. Wiesz, potrzebuję rady…
Skwitowałam to jedynie lekkim skinieniem głowy, z trudem odsuwając się od jego ciała. Na nic innego nie potrafiłam się zdobyć. Pośpiesznie złapałam moją torebkę i skierowałam się do wyjścia.
- Nie udał Ci się ten numer, kocie. Nie ze mną takie sztuczki – słysząc te słowa stanęłam jak wmurowana, niezdolna do jakichkolwiek ruchów. Łzy spłynęły mi po policzkach. Lekko zwróciłam się ku niemu i spojrzałam na szczęśliwego przyjaciela. Na widok moich łez uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy. Chciał podejść do mnie i najwyraźniej znów przytulić, jednak ja zatrzymałam go stanowczym ruchem i wyszeptałam, patrząc w jego szmaragdowe oczy:
- Wybacz Harry, wyjeżdżam stąd.
Słyszałam jak za mną wołał, lecz ja czym prędzej wybiegłam na zewnątrz, dusząc się własnymi łzami.
 Biegłam, uciekając od prawdy.
 Donikąd.








poniedziałek, 18 lutego 2013

SPOILER DO XV ROZDZIAŁU



"And I started to hear it again 
But this time it wasn't the end"





 Klub znajdował się już przy następnej ulicy, ale Kate zdecydowała się pojechać samochodem. Skoro Ed siedzi tam cały zalany, na pewno nie dałaby rady dociągnąć go aż do mieszkania. Zresztą nie musiała nadwyrężać skaleczonej i wciąż bolącej nogi. 
  Teraz ona rządziła. Nie pozwoliła, by rozchorowany Liam jechał z nią. Naraziłby się na jeszcze większe przeziębienie, które już było uciążliwe. Oczywiście chłopak się sprzeciwiał, ale wyjątkowo dzisiaj Kate-despota nie znosiła protestów. Sama była zadziwiona swoją stanowczością. Londyn dziwnie na nią oddziaływał. Tak, że na nowo poznawała siebie i swoje możliwości. 
 Liam był w opłakanym stanie, a przecież z tego co słyszała należy do zespołu. Dla niej nadal był jedną wielką zagadką. Podejrzewała, że z takim głosem zapewne jest wokalistą. Niestety, jeżeli naprawdę tak jest, może sobie wybić z głowy śpiewanie przez najbliższy tydzień. Znów od wewnątrz ukłuło ją poczucie winy.
 Z tego wszystkiego kompletnie zapomniała o całej magii miejsca, które chłopak jej pokazał. Jego bliskość…
 Kate otrząsnęła się z marzeń i zorientowała, że stoi na parkingu przed budynkiem, z którym nie kojarzyło się nic dobrego.
 Weszła do środka. Od razu ogarnęło ją ciepło i unoszący się w powietrzu dym tytoniowy. Mimo że po ostatnich wydarzeniach znienawidziła to miejsce, nadal była nim oczarowana. Przedzierała się przez pląsające ciała w tańcu i kierowała w stronę baru, gdzie z dala dostrzegła kelnerkę. Od razu ją poznała. Była to ta sama dziewczyna, z którą rozmawiał Ed podczas wczorajszego pobytu w tym miejscu.
 Nagle straciła ją z oczu, ponieważ usłyszała nawoływanie za sobą. Odwróciła się na pięcie, ale jednak nikogo szczególnego nie zauważyła, prócz tańczącego tłumu. Miała dziwne skojarzenie, ale… przecież to nie mógł być on! Miała zamiar z powrotem odwrócić się i dojść do baru. Jednak nie było jej to pisane.
 Zwróciła się w drugą stronę i przed jej oczyma znów pojawił się ten łobuzerski uśmieszek. Teraz nie dostrzegła w nim ani krztyny czarującego uroku, co przedtem. Dokładnie widoczny był wyraz zemsty i żądzy krwi, przykryty pod tą całą maską. Od razu go przejrzała.
 Chciała rzucić się do ucieczki, ale na twarzy poczuła coś ciężkiego. Nie minęły dwie sekundy, a wokół niej zapadła ciemność.



środa, 13 lutego 2013

Rozdział XIV





 Kiedy usiadł na swoim siedzeniu, przejechał dłonią po mokrych włosach. Kichnął parę razy i złapał za swój telefon, pozostawiony wcześniej w samochodzie. Równocześnie rozmawiał z Kate.
- To była porażka - odparł bez ogródek, lewą ręką pocierając czerwony nos.
 Tak, to była porażka na całej linii. Przez jego głupi pomysł, dziewczyna nie może dobrze stanąć na jedną nogę. Gdyby nie ta pieprzona pogoda, wszystko poszłoby w jak najlepszym kierunku. Jednak skończyło się na tym, że obydwoje są w jakiś sposób poszkodowani. A miało być tak niewinnie.
- Jak dla mnie, to było świetne! – powiedziała z wyraźną fascynacją tym miejscem. Ten zakątek miał swój urok, magię. – Zresztą… pogody sobie nie wybieraliśmy. – odrzekła szczerze. Taka była prawda.
- Co jak co, ale to nie zmienia faktu, że kiepski ze mnie przewodnik – skwitował, zerkając na wyświetlacz swojego smartfona. Tyle nieodebranych wiadomości i połączeń.  
 „Cholera, jak mogłem zapomnieć?!” - dziwił się i lekko zażenował. Szybko otworzył listę nieodebranych połączeń, które oczywiście były od Freddiego. Wiadomości tekstowe tak samo.
- Coś nie tak? – zapytała, widząc nerwowe zachowanie Liama, który ganił się w myślach i stukał rękami o kierownicę.
- Nie. To znaczy tak. To znaczy… ugh. Muszę zadzwonić, potem wytłumaczę – mówił oschle i szybko, ale Kate nie miała mu tego za złe. Najlepiej będzie jak się zamknie. I tak narobiła mu już problemów swoją osobą. Popatrzyła na niego ze zrozumieniem, ale on tego nie dostrzegł. Był pochłonięty gorączkowym grzebaniem w swoim telefonie, jak i prowadzeniem samochodu. Dziewczyna zwróciła głowę w stronę szyby i podziwiała widoki tętniącego życiem Londynu.
 Kate starała się udawać, jakby jej tam nie było. Tak naprawdę miała ochotę wyskoczyć z tego auta. Pierwszy raz w jego towarzystwie poczuła coś innego… Czuła się nieswojo. Z zadumy wyrwała ją jego rozmowa. Nie chciała podsłuchiwać, ale było o to trudno, kiedy druga osoba siedzi praktycznie obok.
 „Wiem, wiem. Przepraszam. Trudno w to uwierzyć, ale kompletnie zapomniałem!” – wypowiadał się, jak zwykle szybko. Obcokrajowiec, nieznający języka perfekcyjnie, nie zrozumiałby Liama, który mówił, jakby ktoś go gonił. Kate nadal nie odważyła się na niego spojrzeć.
„Cholera, Freds… To może szybko przyjadę? No tak, faktycznie nie ma już sensu. Przeproś resztę i przekaż, że jakoś to wynagrodzę” – jego głos był teraz wyraźnie ochrypnięty, więc odchrząknął. 
 Tak w prawdzie, dziewczyna nic o nim nie wiedziała. Najwyższa pora to zmienić! 
 „Naprawdę? To świetnie! Stary, jesteś wielki! To do jutra” – zakończył rozmowę tym oto radosnym akcentem, co bardzo ją zdziwiło i w końcu spojrzała w jego stronę. Ku jej zdziwieniu, na jego twarzy malował się wielki, promienny uśmiech. Liam kręcił przecząco głową, wyraźnie czemuś nie dowierzając. Kate patrzyła na niego spod przymrużonych powiek, marszcząc brwi. Chłopak zauważając jej dziwną reakcję, odezwał się.
- W końcu mi sprzyja – odparł wyraźnie odstresowany, wprowadzając ją w jeszcze większą niewiadomą.  
- Taak, to wiele wyjaśnia – kiedy to powiedziała, popatrzył na nią pytającym spojrzeniem. Najwyraźniej tak bardzo mu „sprzyjało”, że nie zrozumiał aluzji. – Oh… to twoje „W końcu mi sprzyja”. – spróbowała naśladować jego akcent i głos, na co obydwoje zaśmiali się pod nosem.
 Zmierzali do domu Sheerana. Głos Liama był straszliwie ochrypnięty. Będzie nieźle przeziębiony, to na pewno. I to przez nią. Poczucie winy szczypało jej serce. Uświadomił ją także dlaczego „w końcu mu sprzyja”. W domu jego dobrego kumpla, podejrzewała, że tego całego Freda, z którym właśnie rozmawiał, zwolnił się pokój, który kiedyś należał do Liama, ale jak to powiedział:„To zbyt skomplikowane” i machnął zdawkowo ręką, opowiadając dalej. Jednak jeszcze dziś musi pozostać u Eda na ostatnią noc. W sumie Kate to nie przeszkadzało, poza tym ona nie ma nic do gadania. To mieszkanie Eda, nie jej.
 Widać było, że bardzo ulżyło mu, że jego tułaczka po znajomych dobiega końca.  Tylko czekał na ten moment, kiedy w końcu będzie mógł spokojnie zamieszkać w starym domu. Jak za dawnych czasów.
 Nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się na parkingu.


~~ 


- NIE! Nie ma takiej mowy! – wykrzyczała Kate, podnosząc się z sofy, na której siedziała. Naprzeciw niej, na podłodze klęczał Liam z wodą utlenioną w ręku. Teraz zaniósł się gromkim śmiechem, na widok przerażonej dziewczyny. Nie zdołała dobrze wstać, ponieważ przez jej nogę przeszedł okropny, spazmatyczny ból i z powrotem upadła na kanapę. Dobrze wiedziała, że przemycie rany jest konieczne, ale wolała zrobić to sama. Nie chciała się przed nim upokorzyć, piszcząc wniebogłosy z bólu, jaki na pewno wywoła przemywanie. Zawsze tak straszliwie piekło. Jednak chłopak się uparł i sam chciał się tym zająć. Nawet chciał zabrać ją do szpitala, co dla niej było już lekką przesadą i jakimś cudem odwiodła go od tego, wręcz głupiego pomysłu.
- No to jedziemy do szpitala – odparł nonszalancko, wzruszając ramionami. Podniósł się i Kate od razu wiedziała co zamierza. Wziął ją na ręce, a ta zaczęła wymachiwać rękoma i zdrową nogą, by mu się wyrwać.
- Co ty robisz? Oh, daj spokój. Taka sztuczka „ze szpitalem” już nawet nie działa na mojego małego brata. No i zachowujesz się jak jakaś moja mamuśka – powiedziała uszczypliwie. Obydwoje głośno się śmiali. Liam z powrotem posadził ją na sofie. Znów złapał w rękę buteleczkę wody i popatrzył na nią znacząco, powoli przenosząc wzrok na Kate.
- Dobra. Wygrałeś. Poddaję się – odrzekła potulnie. Chłopak od razu wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
Chciała mieć to za sobą. Zacisnęła zęby, odwracając głowę, tak by nie mógł widzieć jej wyrazu twarzy. Gdy Liam zobaczył jej reakcję, zaśmiał się pod nosem. „Niczym mała dziewczynka” – pomyślał.
 Kiedy poczuła pierwsze krople, myślała, że noga w miejscu rany zacznie się palić żywym ogniem.


~~

 Parę godzin później Liam leżał na sofie opatulony wielkim puchowym kocem, a Kate siedziała tuż obok niego z zabandażowaną już łydką. Oglądali jakiś durnawy film, które zazwyczaj puszczano po dwudziestej trzeciej w telewizji. Pod bacznym okiem dziewczyny, wcześniej nafaszerowany witaminą C Liam pił różne ziółka, które wzięła ze sobą z domu. Nigdy nie zawodziły. Natomiast jemu zaczynało się robić niedobrze od tych wszystkich naparów, choć musiał przyznać gardło już tak nie piekło, jak przedtem.
 Zszokowana Kate pomyślała, że zaledwie wczoraj o mało nie została zgwałcona. Teraz, dzięki temu zasmarkanemu chłopakowi, głupkowato uśmiechającego się w jej stronę, zapomniała. Nawet w tym momencie wydawało się jej to tak odległe, jak kiedyś opowiedziana, niestworzona historia. To co wyprawiał z jej osobą, z jej duszą, było nie do pomyślenia.
 W tle zadzwonił telefon, najwyraźniej Liama, gdyż chłopak powoli podnosił się z miejsca. Widząc to, dziewczyna z powrotem popchnęła go ręką na sofę i podeszła do stołu kuchennego, gdzie znajdował się jego smartfon. Kate chciała mu go podać, ale ten krzyknął, żeby odebrała, więc tak zrobiła. W tym samym momencie pojawił się u niego nieustępliwy, suchy kaszel. Wróciła na kanapę, dotykając czoła chłopaka. Nie było rozpalone, co było dobrym znakiem.
W słuchawce odezwał się żeński, z wyraźnym i twardym, brytyjskim akcentem głos. Słychać było lekkie zakłopotanie.
- Liam? Liam Payne?
 Dziewczyna zaprzeczyła, spiesząc z wyjaśnieniem, że może dać go do słuchawki, ale widząc, że tego znów opętał długi kaszel, przygryzła dolną wargę. Na szczęście kobieta powiedziała, że nie ma takiej potrzeby.
 Kate usłyszała w słuchawce swoje imię i nazwisko.
 I wszystko jasne.
 Gdy się rozłączyła, popatrzyła wymownie w stronę wspartego o łokcie Liama, nieco rozbawiona jego wyglądem jaki i zaistniałą sytuacją. Patrzył na nią wyczekująco.
- Dzwoniła kelnerka z tego ulubionego baru Eda. Siedzi tam, schlany w trzy dupy. Trzeba po niego pojechać.



Lots of Love ~ Marakselox

czwartek, 7 lutego 2013

#2 ONE-SHOT: @DreamyForeverr

 Nowa szkoła. Nowe miasto. Nowi ludzie.
 Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to połowa pierwszego semestru maturalnej klasy. Zmieniać środowisko tylko na potrzeby szkoły i na półtora semestru wydaje się głupotą, ale w moim przypadku nie dało się tego uniknąć.
 Jestem zwykłą, osieroconą osiemnastolatką. Tak, osieroconą. Moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Nie dziwcie się, że mówię to tak po prostu. Postanowiłam nabrać do tego dystansu. Dla odmiany nie chcę być mięczakiem. Chcę pokazać rodzicom, że potrafię. Wiem, że tego by chcieli.
 Na świecie pozostał mi tylko mój ukochany dziadek. Na szczęście bardzo dobrze się z nim dogaduję. Nie chciałam sprawiać mu kłopotu, więc postanowiłam, że to ja, a nie on przeprowadzę się do niego. Zresztą dziadek nie ukrywał, że to dobra perspektywa. Wiedziałam, że trudno byłoby mu się rozstać z tym domem, gdzie od zawsze mieszkał ze swoją żoną, a moją zmarłą babcią.
 Szczerze? Chciałam uciec od tego domu, w którym było tak wiele wspomnień. Gdzie tylko nie spojrzę, widzę albo uśmiechniętą mamę albo zapracowanego tatę. Nie potrafiłabym tak żyć. Potrzebowałam odizolowania od starego świata. Przecież już nigdy nic nie będzie takie, jak przedtem.
 Teraz stałam przed niewielkim lustrem, zawieszonym na ścianie koło komody 
w malutkim, ale przytulnym pokoju, który od tej pory należał do mnie. Nawet nie próbowałam się uśmiechać. Postanowiłam być tylko i wyłącznie sobą. Jeżeli mnie nie polubią w nowej szkole… tak naprawdę gówno mnie to obchodzi. Najważniejsze jest to, by dobrze zdać egzamin końcowy, a potem znaleźć jakąś pracę i udać się na studia.
 Przeczesałam palcami, moje cienkie jak nitki, kawowe włosy, sięgające aż do bioder. Teraz wolno spływały po moich plecach. Poprawiłam kaptur w mojej czarnej, cieplutkiej i szerokiej bluzie, mimowolnie patrząc na moje znoszone, w takim samym kolorze, co bluza all stary. Były moimi ulubionymi butami i oczywiście najwygodniejszymi. To także prezent od taty.
 Wspomnienia znów powróciły, a w sercu pojawiła się mała szparka, której już chyba nikt nigdy nie wypełni. To cholernie bolało.
 Mocno zacisnęłam palce, tak, że paznokcie wbiły się w wewnętrzną stronę dłoni. Podniosłam wysoko głowę i jeszcze raz na siebie spojrzałam. Przeważnie małe orzechowe oczy, teraz wydawały się tak duże, co nie powiem, sprzyjało mojemu wyglądowi. Wzięłam głęboki wdech i zacisnęłam wąskie wargi w prostą linię.
 Szybko pochwyciłam torbę zarzucając ją sobie na prawe ramię i skierowałam się ku kuchni, gdzie przebywał dziadek.
 - Już na mnie czas – odparłam i cmoknęłam go w policzek pełen zmarszczek. Siedział na stołku, przy kuchennym stole. Musze przyznać, że jak na swój wiek, świetnie się trzyma. W rękach miał jakąś gazetę, a na czubku jego nosa siedziały okulary.
 - Jesteś pewna? – popatrzył na mnie z troską w oczach, znad oprawek. Wciąż zadawał to pytanie. Ja jednak byłam pewna swojej decyzji, jak nigdy. Potrzeba mi zmian, nie mogę ciągle tkwić w miejscu. Popatrzyłam na niego wymownie. Dobrze wiedział, że nie zmienię zdania. W odpowiedzi usłyszałam, jak głęboko wypuszcza powietrze z płuc, ciężko wzdychając.
 - Jestem pewny, że dasz sobie radę. Tylko bądź sobą – te słowa naprawdę podniosły mnie na duchu i  na mojej twarzy pojawił się nikły, ale szczery uśmiech. Na jego widok, dziadek także obdarzył mnie tym samym, co sprawiło, że miałam ochotę jeszcze bardziej wyszczerzyć zęby. Nie wiem jak to się działo, ale zawsze rozumieliśmy się bez słów, dosłownie.
 Idąc tyłem, pomachałam mu na pożegnanie i skierowałam się do drzwi. Przecież nie wypada spóźniać się pierwszego dnia szkoły.

 ~~
 Do klasy, gdzie miałam pierwszą lekcje - geografię, wparowałam na styk. Szkoła była dość pokaźnych rozmiarów, więc nie obyło się bez błądzenia. Jednak nie musiałam nikogo zaczepiać i prosić o wskazanie właściwego pomieszczenia. Jakimś cudem sama je znalazłam, co zaliczyłam za swój mały sukces. Nie przejmowałam się, że nikogo tu nie znam. Wcaale. No dobra.
 Tak serio, to sram w gacie. Nie jestem osobą, która szybko nawiązuje kontakt 
z innymi.
 Zdecydowanie złapałam za klamkę czerwonych drzwi i otworzyłam je. W klasie panował lekki rozgardiasz, za co w duchu dziękowałam Bogu. Wszyscy byli czymś zajęci-śmiali się, rozmawiali, więc przemknęłam na koniec sali, prawie niezauważona. Zajęłam przedostatnią ławkę przy oknie, bo tylko ona była wolna. Nauczyciela jeszcze nie było.
 Kiedy zajmowałam swoje miejsce, kątem oka zauważyłam, że chłopak za mną
z burzą loków na głowie zaprzestał rozmowy z innymi i zaczął bacznie mi się przyglądać, co mnie z lekka wkurzyło. Nie lubię, jak ktoś mnie obserwuje.
 Na szczęście po chwili, ku mojemu zdziwieniu przyszła nauczycielka, a nie nauczyciel. Jakoś z góry zakładałam, że to będzie nauczyciel, sama nie wiem czemu. Może to z przyzwyczajenia? W tamtej szkole geografii uczył nas otyły, łysy i o wyglądzie pedofila facet, ale lubiłam go. Był w porządku.
 Kiedy lekcja dobiegła końca, odetchnęłam z ulgą. Byłam wdzięczna tej pani za to, że nie kazała mi robić „przedstawienia” i przedstawiać się na forum tych wszystkich, obcych mi ludzi.
 Jak zwykle, guzdrałam się i w pomieszczeniu zostałam prawie ostatnia, zwijając swoje manatki. Jak zauważyłam, prawie ostatnia.
 Ktoś  stojący za mną chrząknął znacząco. Przewróciłam oczami i zwróciłam się przodem do owej osoby, którą był ten sam chłopak z ciemnymi lokami, które teraz nieco mnie rozbawiły, ale nie dałam tego po sobie poznać. Przynajmniej tak mi się wydaję.
 Zdziwiłam się, że na jego widok od razu na mojej twarzy pojawił się ostatnio rzadki, promienny uśmiech. Próbowałam być miła, więc wyciągnęłam do niego rękę i spojrzałam w szmaragdowe oczy, które migotały. Musiałam nieco zadrzeć głowę do góry, bo chłopak nie należał do tych niskich. Szybko wydukałam swoje imię.
 On, zamiast uścisnąć moją dłoń, zignorował ten gest. Po prostu bezceremonialnie przyciągnął mnie do siebie, mocno tuląc. Zszokowana, stałam jak kołek, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Przecież wcale go nie znałam, a trzymał mnie w swoich objęciach. Jednak coś w sercu nie pozwalało mi go odepchnąć. On tylko wyszeptał 
w moje ucho, co sprawiło, że drgnęłam:
 - Harry.
 Dźwięk jego głosu, jakby doszedł do mojego serca i wypełnił małą szparkę.
 Od tej pory wiedziałam, że to będzie początek niezwykłej przygody.






Lots of love ~ M.

#1 ONE-SHOT: @DokuritsuShita

 Gwałtownie otworzyłam oczy. Wciąż zaspane i przyćmione promieniem słonecznym, przedzierającym się przez granatowe zasłony.
 Pierwszą myślą był On. Od razu poczułam ukłucie po lewej stronie klatki piersiowej. Zresztą... czuję go od trzech miesięcy, czternastu dni i... (tu spojrzałam na zegarek, który wskazywał dokładnie 12:35) dziewięciu godzin. Od momentu, kiedy oznajmił mi, że jedzie w trasę i musimy się rozstać, ból i pustka goszczą w moim sercu, czujące się niczym u siebie. 
 Myśl o nim nie odstępuje mnie ani na krok. Ciągle mam przed oczami tę scenę, jak mi tłumaczy, że jemu też jest trudno. Ta bezsilność w głosie. Ten ból w jego niebieskich oczach.
 I w tym tkwi problem. Przez to, że on także cierpi, ja cierpię podwójnie. Lepiej byłoby, gdyby powiedział, że to koniec, ma mnie w dupie i woli karierę. Jednak ja widziałam, że jest mu ciężko i trudno podjąć właściwą decyzję. Sama wiedziałam jaką rolę grają marzenia i spełnianie siebie w naszym życiu. Cieszyłam się, że doszedł tak daleko. Nadal się cieszę, ale to już nie to samo.
 Jednym słowem brakuje mi go. Jego głosu. Jego ciała. Śmiechu. Uśmiechu. Gorącej czekolady. Pocałunków. Dotyku. Tatuaży. Włosów. Oczu. Ust...
 Przetarłam oczy i wzięłam się w garść. Poczłapałam do łazienki. Jak zwykle pierwszą czynnością było spojrzenie w lustro.
 Po drugiej stronie stała zmarnowana i zgarbiona blondynka ze smutnym i wycieńczonym spojrzeniem. Wargi zaciśnięte w prostą, wąską linię. Brak miłości mi nie służy, pomyślałam i odkręciłam kurek z gorącą wodą, która powoli napełniała wannę.
~~
 Kiedy zaczęło zmierzchać nogi same mnie tam poniosły. Ostatnio ciało miało nade mną większą władzę niż umysł. W sumie nie robiło mi to większej różnicy.
 Dotarłam na czubek góry. W oddali piękny zachód słońca, który chyba nigdy mi się nie znudzi.
 Dziś też spróbuję, pomyślałam. Nigdy dość.
 Cierpliwie poczekałam, aż słońce całkiem zniknie za horyzontem i zaczęłam odliczanie. Zamknęłam oczy.
 1... 2... Odliczałam w pamięci, jak zawsze. Kiedyś skutkowało.
 3... Robiłam z siebie idiotkę, ale nie mogłam się oprzeć pokusie i nie spróbować. 
 4... 5... 6... Desperacko pragnęłam, by wróciły do mnie te wszystkie szczęśliwe chwile. Jedna łza.
 7... 8... Czułam, że to koniec, a my już nigdy nie będziemy razem. Ale miałam małą nadzieję. I wierzyłam.  Dwie łzy.
 9... 10.
 Nic.
 Nadal nie otwierałam oczu, łudząc się, że opóźnił liczenie i już zaraz poczuję, jego oddech na karku i słodki pocałunek w szyję. Jednak za mną rozległ się brzęk gitary i pierwsze słowa piosenki: I should ink my skin with your name And take my passport out again just replace it.. 
 Chyba miałam już lekką paranoję. Nawet, jeżeli to wszystko jest moim wymysłem, chciałam by trwało wiecznie. To uczucie. Jego głos...
 Wciąż stałam niewzruszona, w tym samym miejscu. Nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu. Teraz mocniej zacisnęłam powieki, wskutek czego, ponownie popłynęło kilka słonych łez. 
 Jego głos spowijał moje ciało. Czułam, że w tym momencie nie brak mi niczego i ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
 Przy tym utworze zawsze na zmianę płakałam jak i uśmiechałam się. Teraz nie było inaczej.
 Kiedy wszystko ucichło, powoli się odwróciłam. Nawet nie zdążyłam spojrzeć, już ściskał mnie z całych sił. Znalazłam zgłębienie w jego szyi, jak kiedyś. Jakby wciąż na mnie czekało.
 Jednak to prawda. Jest tu. Ze mną.
 Musiałam na niego spojrzeć. Podniosłam głowę i nasze spojrzenia się spotkały. W jego niebieskich oczach widziałam wielki ból. Ponownie skapnęło mi kilka łez, a on jakby pozbierał je kciukiem z mojego policzka. 
- Wszystkiego najlepszego - uśmiechnął się blado. Ja popatrzyłam na niego niczym na głupka, marszcząc czoło.
- Zapomniałaś? Dziś drugi luty - uświadomił mnie swoim dźwięcznym barytonem. Nie bardzo obchodziło mnie to, że mam dziś urodziny. Ważne, że on tu jest.
- To przez Ciebie – odparłam słabym głosem, tonąc w jego oczach. Wciąż trzymał mnie w ramionach.
- Postaram się to naprawić. Nie chcę stracić tego co... - nie dokończył, bo zamknęłam jego usta namiętnym pocałunkiem, którego tak bardzo mi było brak przez te minione miesiące. On oddał go z większą namiętnością i uczuciem. Z trudem oderwałam się od jego warg. Oparłam swoje czoło o jego i sapiąc, wydukałam tylko:
- Kocham Cię, Ed.
Sheeran odparł tylko małe „wiem”, które w zupełności mnie zadowoliło. Było jak dawniej. Znów przylgnęłam do jego warg.
- Naprawimy to – wyszeptał w pewnym momencie, z nikłym uśmiechem na ustach. Nasze usta ponownie się spotkały, tym razem podczas delikatnego, ale wiecznego pocałunku.


Lots of love ~