piątek, 2 listopada 2012

Rozdział II

 Kiedy dziewczyna się rozbudziła, było grubo po dwunastej w południe. 
 Cholera! Będzie nieźle, jak nie dostanę nigdzie tego pieprzonego biletu - zaklęła w myślach i poszła do łazienki zrobić ze swoją osobą porządek.
 Pół godziny później była przygotowana na jakiekolwiek wyjście poza dom. Wyjęła telefon z kieszeni i wybrała numer do Rose.
- No, co tam Kat? - zabrzmiał w jej uchu znajomy głos. 
- Jest sprawa. Ważna - odpowiedziała wymijająco, naglącym tonem.
- Słucham uważnie - dziewczyna zabrzmiała bardziej poważnie.
- Może miałabyś ochotę pójść ze mną na ten koncert... - zaczęła Kate, ale nie dokończyła, gdyż przyjaciółka jej przerwała.
- Wiem o co chodzi, nie trudź się - rzekła Rose z uśmiechem na ustach.
 Aż tak jestem przewidywalna? Dzięki - pomyślała.
- Z wielką chęcią poszłabym z tobą, naprawdę. Sama chciałabym zobaczyć na żywo starego Eda w akcji.
- Ale? - zapytała z powątpiewaniem. 
- Są pewne komplikacje... Mama niezbyt dobrze się czuje, rozumiesz - odparła z nutką żalu dziewczyna.
- Znów atak?! - wybuchła przerażona Kate.
- Niestety, ale na razie jest w miarę... stabilnie?
- Zaraz u ciebie będę, dosłownie chwila!
- Nie, ty podnosisz swoja zacną dupę i idziesz po bilet, bo znając ciebie, jeszcze go nie masz, a potem kierunek: koncert - zaprotestowała stanowczym tonem Rose.
- Słuchaj, nie zostawię cię tak samej.
- Nie jestem sama, zresztą brat ma zaraz tu być i podobno zostanie już na stałe, także nie ma się co zamartwiać moim życiem, lepiej pomyśl o sobie. Chociaż ten raz. I zrób to dla mnie, bo wiesz jak bardzo chciałabym być tam z Tobą. I daj znać jak coś zdziałasz. 
- Rosie... - westchnęła ociężale Kate.
- Nie ma żadnego sprzeciwu! Raz dwa załatwiaj bilet, zresztą myślę, że będziemy stale w kontakcie, więc i ty i ja damy sobie jakoś radę bez siebie. Zrozumiano?
- Dobra, ale dzwoń w razie jakiejkolwiek potrzeby! Wiesz, że zawsze jestem do twojej dyspozycji.
- Ty się o mnie nie martw, lepiej uważaj na siebie, kochana. Trzymam kciuki, żebyś chociaż dostała ten bilet. Zauważ, że my tu gadu gadu, a biletów zapewne ubywa!
- Okej, już się rozłączam. Melduj się co godzinę - nakazała.
- Się robi, ale Ty to samo! Miłej zabawy.
- Trzymaj się Rosie - Kate nacisnęła czerwoną słuchawkę i ponownie wybrała numer, ale tym razem do radia, gdzie owe bilety miały być w sprzedaży.
 I były. Tylko dwa ostatnie, ale na szczęście się załapała. Koncert miał się rozpocząć o 19.00, więc zostało jej jeszcze trochę czasu na przyszykowanie obiadu, samej siebie oraz na dojazd.
 ***

 O 18.00 była na placu. Stała w gigantycznej kolejce. Ale lepsze to, niż w ogóle nie pojawienie się na koncercie. Nagle nadjechał jakiś samochód, z którego wyszedł sam On, ale ledwo co na niego spojrzała. Niezły tłumek zerwał się w jego kierunku i kompletnie nic nie dało się dostrzec, prócz setki napierających na siebie ludzi. Dzięki temu kolejka zmniejszyła się, więc Kate szybko znalazła się na widowni. Zajęła sobie świetne miejsce - będzie widziała dokładnie całą scenę. Było jeszcze dobre piętnaście minut do rozpoczęcia, więc chwyciła swój telefon i zadzwoniła do Rose. 
- W końcu! - odsapnęła z ulgą przyjaciółka.
- Uwaga: melduję się! Jestem w kawałku i stoję już na widowni.
- Masz szczęście!
- A jak mama? - zapytała z lekka niepewnie Kate.
- Nie ma co się martwić Kat, naprawdę. Jest już ok. Nie przejmuj się i baw się dobrze, może w końcu się spotkacie.
- Nie ma takiej szansy, żeby mnie zobaczył. Nawet sobie nie wyobrażasz ile jest tu ludzi! - popatrzyła na ogromny tłum fanów. - Zaczyna się. 
- Wierzę w ciebie, mała - odparła na pożegnanie Rose.
 No i zaczęło się. Zapadł mrok, który dodawał atmosfery i uroku. Po chwili na scenę wskoczył nikt inny, jak Sheeran. Wszystkie reflektory były skierowane na niego.
 Nie, On wcale się nie zmienił, pomyślała. No dobra, może trochę zmężniał. Tak poza tym wszystko po staremu, jeśli chodzi o kwestię zewnętrzną. Kolorowy t-shirt, spodnie z krokiem, trampki i szeroki, zaraźliwy uśmiech na twarzy. No i nie da się pominąć rudej i bujnej czupryny jak zwykle w nieładzie. Tak, to stary Eddie.
 Na jej twarzy można było dostrzec szeroki i pełen dumy uśmiech.






6 komentarzy:

  1. Fajny . Co prawda nie jestem fanką Eda ,ale mogę być : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem wielka fanką Eda, on nie tworzy muzyki on nią jest.
    to mój blog zapraszam : http://niebojestwszedzie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sorki, ten u góry źle napisałam . No to masz talent dziewczyno : ) // your-love-one-direction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie :)
    Przyjaźń jest najważniejsza :)

    OdpowiedzUsuń

PROSZĘ O NIESPAMIENIE LINKAMI DO BLOGÓW NA STRONIE GŁÓWNEJ, JEST NA TO PRZEZNACZONA STRONA "WASZE BLOGI"!
Za każdy szczery komentarz bardzo dziękuję. Wiedz, że dzięki Tobie na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech! :)