niedziela, 3 listopada 2013

ROZDZIAŁ XIX - KONIEC

  Jechała cała zalana swoimi łzami. Ledwo widziała na oczy. O dziwo jeszcze nie spowodowała żadnego wypadku. Nawet o tym nie myślała. To nie było istotne, że mogło jej się coś stać.
  W głowie miała tylko jedno: Rose. Swoją kochaną, oddaną Rose. Tak bardzo delikatną, tak niewinną. Jak ona mogła zrobić coś tak brutalnego?
  Kate nie potrafiła o tym myśleć, a nawet nie chciała. Wciąż miała nadzieję. Słabą i ślepą. Ale nadzieja to tylko nadzieja.
  Wzięła kilka głębszych wdechów. Przetarła spuchnięte, czerwone oczy, po czym dodała gazu. Jeszcze kilkanaście kilometrów niepewności i nadziei, która bladła, bladła i coraz mocniej bladła.


                                         *


  Dzwonił do Eda chyba już z setny raz. Nadaremnie. Co jest nie tak z tym gościem? Ostatnio Liam całkowicie go nie poznawał. Cóż, może w ogóle nie poznał go aż tak dobrze? A wydawało się, że znał go jak własną kieszeń. Jednak nawet one bywają często zaskakujące.
  Jak na razie pozostało mu tylko czekać. Zrezygnowany opadł na sofę stojącą w salonie Rudzielca.


                                          *


  Jacob wciąż wierzył. Wierzył, że jeszcze nie wszystko stracone. Jeszcze wszystko można naprawić. Będzie walczył. Do samego końca.
  
 Po części obwiniał się za to. Mógł temu zapobiec. Niestety zjawił się za późno, by coś zrobić.
- Rosie… Moja mała, kochana Rosie… - szeptał zachrypniętym głosem.
  Po jego zarumienionych od emocji policzkach spływał potok łez. Nie wstydził się tego, wręcz przeciwnie.
  W swym uścisku ciągle trzymał jej nadal delikatną dłoń, na którą spadały jego słone łzy.
 Jedna, po drugiej. 


                                           *

  Po pół godzinie jazdy była przed domem pani Wright. 
  Wydawałoby się, jakby wewnątrz nikogo nie było. Ale przecież po co Jake niepotrzebnie by ją tu sprowadzał. Musiał być jakiś powód, cokolwiek.
  Wyszła z samochodu Liama na lekko chwiejnych nogach. Mocno zaciskała pięści i szła przed siebie. Wciąż miała nadzieję, że Jacob trochę wyolbrzymiał i nie jest tak, jak mówił. Przecież nie może tak być.
  Drzwi do środka były otwarte. W domu panowały egipskie ciemności. Na początku ją to przerażało, ale potem sobie z tym poradziła. Coś w środku zabroniło jej nacisnąć włącznik światła. Czuła, że tak musi być.
  Przez krótką chwilę stała w bezruchu, wsłuchując się w nieprzeniknioną ciszę. Piętro wyżej usłyszała cichy szloch. Postanowiła pójść w ślad za nim.
  Po chwili wiedziała skąd dochodzi ten dźwięk. Łazienka.
  I miała rację. Tylko tam świeciło bladziutkie światełko.
  Bała się, co zastanie za drzwiami prowadzącymi właśnie tam. Zorientowała się, że ręce jej dygoczą, a serce o mało nie wyskoczy z klatki piersiowej. Czas stawić temu czoła.
  Przekroczyła niewielką granicę dzielącą ją od pomieszczenia, w którym paliło się światło.
- Jacob!? – wyszeptała urywanym głosem na widok obojga przyjaciół. Chłopak nawet nie zareagował. Kate bardzo powoli i ostrożnie podeszła do siedzącego na chłodnych płytkach Jacoba i delikatnie dotknęła jego pleców. Pod wpływem jej dotyku, wybudził się z odrętwienia, w którym najwyraźniej tkwił od dłuższego czasu. Jego oczy kiedyś wesołe, rozpromienione i pełne ciepła, teraz wyglądały okropnie. Przekrwione i wpół zamknięte. To już nie był ten sam Jake. Widać w nich było żal, bezsilność, strach, a przede wszystkim poczucie winy, jakby to on był winien temu wszystkiemu.
  Przyjaciel siedział koło wielkiej i szerokiej wanny, w której było coś, o czym nie chciała nawet myśleć. W tym momencie cała nadzieja zgasła, odeszła. Szybko pomknęła wzrokiem w innym kierunku. Na razie nie było czasu na rozklejanie się.
- Musimy wezwać pomoc, nie można tego tak zostawić – starała się mówić składnie i wyraźnie. Jak na razie nieźle jej to wychodziło.
- Nie mogę. Ja… nie mogę. Już nigdy nie poczuję jej delikatności, już nigdy. Nie chcę, by ją zabrali – odpowiedział drżącym i załamanym głosem, po czym wybuchł histerycznym płaczem.
  Nigdy w życiu nie widziała go tak rozbitego. W tym momencie sama miała ochotę się złamać, ale przecież nie mogła. Nie teraz.
  Wzięła głęboki wdech i ostrożnie podążyła wzrokiem ku wannie. Rose wyglądała jak zwykle pięknie, nawet na łożu śmierci. Tak niewinnie. Jej drobne ciało spokojnie tonęło w przejrzystym lustrze wody. Na sobie miała piękną, równie delikatną, co ona białą sukienkę. Kate doskonale ją znała, to była ta sukienka... Na to wspomnienie lekko się uśmiechnęła, ale za chwilę wpadła w okropną panikę. Czuła, że łzy kapią z jej oczu tak obficie, jak Jacobowi. Teraz oddech miała płytki i szybki, a z jej klatki piersiowej wydobywał się dziwaczny świst. Dopiero do niej dotarło to, co się stało.
 Rose odebrała sobie życie.
- Dlaczego? - wykrzyczała nieswoim głosem, aż Jacob się wzdrygnął. Ten krzyk w końcu sprawił, że chłopak oprzytomniał.
- Sam zadaję sobie to pytanie. Przecież miała mnie. Ciebie. Wiem, że mama była dla niej najważniejsza, ale przecież jestem też i ja. Przeszlibyśmy przez to razem. Już nawet miałem koncepcję jak. Nie wyobrażam sobie przyszłości bez niej, to jest cholernie trudne. Ja... Ja...
  Powoli ogarniała ją panika, jak zwykle w podbramkowych sytuacjach. Nie potrafiła sobie z nią radzić.
  Zaczęło się.
  Łzy same cisnęły się jej do oczu, chociaż tego nie chciała, ale czuła, że tak musi być. Z doświadczenia wiedziała, że lepiej będzie, jeżeli nie będzie się opierać. Serce zaczęło coraz szybciej bić, wręcz kołatało. Po chwili myślała, że zaraz dosłownie wyskoczy jej z klatki piersiowej. Na dodatek oddychanie nie pomagało. Łapała powietrze szybko, do końca go nie wypuszczając. Przypominało to charkot jakiegoś zwierzęcia. Dusiła się, dławiła. Na jej czoło wstąpiły kropelki potu, które z czasem opanowały jej całe ciało.
  Jak za każdym, pierdolonym razem.
  Przerażający widok przyjaciółki podziałał na Jacoba o dziwo kojąco. Przede wszystkim przestał płakać, co nawet dla niego było lekkim szokiem, że zdołał to opanować. Chociaż na chwilę przestał myśleć o tym, co stało się z Rose. Całą swoją uwagę skupił na Kate, z którą teraz nie było najlepiej.
  Czuła przypływającą energię, która w jednej sekundzie malała, a w drugiej rosła. I tak na zmianę. W jej żyłach tętno wzrastało coraz bardziej i bardziej. Odpychając od siebie Jacoba, chwiejnym krokiem podeszła bliżej wanny. 
  Biała, zwiewna sukienka, choć mokra nadal wyglądała olśniewająco, a nawet ta dramatyczna sceneria dodawała jej większego uroku, jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało. Jej blond włosy lekko poruszały się w rytm kołyszącej wody, a lekko sine powieki były zamknięte. Niewątpliwie wyglądała jak aniołek.
  Potok łez Kate spływał centralnie do wody, w której znajdowało się ciało przyjaciółki i mieszał się z nią. Jacob, który już w miarę otrząsnął się z szoku, w milczeniu oraz w ciągłym pogotowiu stał za Kate.
  Czuła, jakby jej mózg przestał pracować. Zimne dreszcze opanowały jej ciało. 
  Dusiła się. Nie potrafiła pogodzić się z myślą, że Rose nie żyje. W końcu powiedziała to na głos.
- Przed śmiercią nie ma żadnego ratunku
  Była świadoma tego, że krzyczy. Lecz swego krzyku nie słyszała.
  Nie mogła się oprzeć tej pokusie i zamknęła oczy. 
  Upadła, co było dla niej ukojeniem.


                                              ~*~



 - Nie poddawaj się - usłyszała rozpromieniony i bardzo znajomy głos. Zamiast ciemności widziała olśniewający blask, który sprawiał, że poza nim nic więcej nie mogła dostrzec.
- To, że ja to zrobiłam, nie znaczy, że Ty możesz - powiedział śpiewny głos. Kate chciała zaprzeczyć, ale zorientowała się, że nic nie może zrobić. Ten piękny głos należał do kochanej Rose. Zapewne to było jej głupie wyobrażenie, ale efekt tego - nieziemski.
- Nie mogłam dłużej tego znosić, byłoby mi zbyt ciężko. Choroba mamy wyniszczała mnie tak samo, jak ją. Aż w końcu musiało się stać coś przełomowego. I stało. Nie miej mi tego za złe. Wiem, że doskonale to rozumiesz. Będę przy tobie, pamiętaj. Nie poddawaj się, Bóg się mną zaopiekuje i wybaczy to, co zrobiłam - głos słabł z każdym wypowiedzianym zdaniem. Aż w końcu ucichł całkowicie. 
  Ta cisza była przerażająca.



                                               ~*~



  Ten dzień był wyjątkowo słoneczny. Przecież nie mogło być inaczej. Zgromadziło się tu prawie całe miasto, a nawet więcej społeczeństwa. Mnóstwo osób. Nic dziwnego. Przecież samobójstwo młodziutkiej dwudziestolatki, to sensacja. Wiele z nich widziała po raz pierwszy w życiu. Kiedy patrzyła na ten cały tłum robiło jej się niedobrze. Mogła policzyć na palcach u jednej ręki, ile osób w miarę dobrze znało jej przyjaciółkę, siostrę. 
  Zdziwił ją fakt, że zawsze uciekający ojciec Rose, a zarazem mąż pani Wright stał kilka metrów dalej, wyraźnie skruszony i przybity. Płakał. Tak samo, jak Paul. Na jego widok w jej sercu zrobiło się cieplej. Jego łzy to było coś niespotykanego. Z dużym zainteresowaniem obserwowała go.
   Następnie zwróciła uwagę na własną mamę i brata. Widać było, że też to przeżywali. Cieszyła się, że są razem z nią, lecz mały Harry był zbyt bardzo poważny. Kate się nim przejmowała. Obok nich, tak samo poruszeni, co wszyscy stali rodzice Eda. 
  Na koniec pomknęła wzrokiem ku Jacobowi. Wydawało jej się, że to on najbardziej cierpi. Teraz wydawał się taki opanowany. Ponury, ale elegancki wyglądał tajemniczo co dodawało mu niezwykłego uroku. Na jego twarzy nawet nie pojawiła się ani jedna łza. Zachowanie chłopaka było lekko niepokojące, ale wiedziała, że Jake jest i będzie rozsądny.  Pomoże mu, razem z Edem jak najlepiej potrafi. Teraz mają tylko siebie. 
  Nawet nie czuła, że po jej policzkach spływają łzy. Ale nie było to coś złego.
  Z zadumy wyrwał ją warkot silnika. Po drugiej stronie cmentarza dostrzegła znajomą sylwetkę.
  Liam. 
  Puściła rączkę brata i odeszła od zgromadzonego tłumu. Chłopak właśnie założył kask na głowę i nacisnął gaz. Mimo desperackich machań Kate rękami, Liam odjechał z piskiem opon, wcześniej żegnając się z nią gestem podniesienia ręki w górę. Nawet na nią nie spojrzał. To było cholernie dziwne. Jeszcze nie wiedziała, że było to ostatnie ich spotkanie. Ogarnęło ją dziwne uczucie, które odeszło tak szybko, zarówno jak się pojawiło.
  Poczuła lekki, ciepły wiaterek otulający jej ciało. Wiedziała, że to była Ona. Czuła, że jest przy niej zawsze, nie odstępuje jej ani na krok. Kate czuła również, że to, co się stało, to nie przypadek. Tak musiało po prostu być. Pogodziła się z tym.  Rose była zbyt delikatnym aniołem, by żyć na tym okrutnym świecie, który ją niszczył i był dla niej toksyczny. Tam, gdzie teraz się znajduje, na pewno jest jej o wiele lepiej.   Nie potrafiła bliżej sprecyzować, skąd tego wszystkiego była tak pewna. Po prostu to było zakodowane w jej głowie.
  Nagle poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
 Ed.
- Kto to był? - zapytał, troskliwie patrząc w oczy Kate. 
- Nie wiem. Nikt - odparła zdecydowanie. Nawet nie była do końca pewna, dlaczego skłamała. Chłopak przeczuwał, że był to Liam, jednak zignorował to.
- Trzymasz się jakoś? - w tym momencie stanął centralnie przed nią. Ich spojrzenia się spotkały. 
- Nie wiem. A ty? - zapytała. Wiedziała, że jemu też było bardzo ciężko. 
- Posłuchaj, zaczniemy wszystko od nowa, dobrze? Razem przez to przejdziemy. Rozpoczniesz studia w Londynie, co ty na to? A Jacob zamieszkałby razem z nami. Mam mnóstwo nowych planów, tylko potrzeba chęci i pomocy - zignorował pytanie dziewczyny i mówił z takim zapałem, jakby chciał góry przenosić. - Kate, do cholery, musimy zadziałać! Ruszyć dalej! Zrobić coś, rozumiesz? 
  Kate kiwnęła twierdząco głową. Podobało jej się to. Ta stanowczość. Nigdy wcześniej go takiego nie widziała. Skąd w nim tak dużo pozytywnej energii? 
- To jak, wchodzisz w to? W początek czegoś nowego? - kiedy zadał to pytanie, wyciągnął ku niej dłoń, którą ona mocno chwyciła.
- Wchodzę - powiedziała z nikłym uśmiechem na ustach. 


                                           ~*~

                                

"Dream on little dreamer..."




                                  Wystąpili: KLIK 







                          

2 komentarze:

  1. Nie możesz tego skończyć ,kontynuuj ten blog .A rozdział był świetny,trochę krótki ,,
    :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, własnie wróciłam do blogosfery, wiem, że zajęło mi to trochę czasu, ale jestem tu! Serdecznie zapraszam do mnie, a zaległości w Twoim blogu postaram się nadrobić w najlbliższym czasie,
    Liczę na to, że jeszcze sprawdzasz czasem komentarze :)
    Całuję, sherryboom

    OdpowiedzUsuń

PROSZĘ O NIESPAMIENIE LINKAMI DO BLOGÓW NA STRONIE GŁÓWNEJ, JEST NA TO PRZEZNACZONA STRONA "WASZE BLOGI"!
Za każdy szczery komentarz bardzo dziękuję. Wiedz, że dzięki Tobie na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech! :)